Książka w tempie serialu Forbrydelsen z Sarą Lund. Ujawniono zwłoki, bez powodu policjantka zaczepia przypadkowego człowieka... i po tym niczym nie uzasadnionym wstępie zaczyna się historia. Chodzą, szukają, pytają, rozmawiają, podejrzewają... Autor wypisuje niestety niepoprawne i niedopowiedziane informacje na temat PTSD (zespołu stresu pourazowego)... Medycznie ta książka to porażka. Co do fabuły, to książka przegadana. Dzieją się też inne rzeczy, obok śledztwa równolegle toczy się życie w Vestmannie. Można poznać kulturę Farerów, dowiedzieć się tego i owego na temat Wysp Owczych. Kryminalna strona książki jednak trochę leży. Zakończenie w kliku zdaniach, bez wytłumaczenia, do tego pourywane wątki.
Ogólnie to jest dobra książka, tylko po tym autorze spodziewałam się dynamiki, zwrotów akcji, nieodkładanego woluminu... a jest trochę jak z J.K. Rowling pod pseudonimem Roberta Galbraitha. To nie jest 100% możliwości tych pisarzy, choć Enklawę czyta się dość dobrze, po prostu jest wolna i inna niż Ovo/Mróz przyzwyczaił czytelników w swoich kryminalnych poczynaniach literackich.
Jeśli ktoś nie zna twórczości Remigiusza Mroza, to bardzo proszę od tej książki nie zaczynać, bo odrzuci jak dotknięcie ręką ogniska. A w swoim portfolio ma naprawdę ciekawe pozycje.