Nie lubię tego, gdy autorzy na siłę próbują wycisnąć coś z historii, którą teoretycznie zakończyli. I nie chodzi mi tu o cykle, w których każdy tom opowiada zupełnie o czymś innym, a łączy je jedynie główny bohater, ale o sytuację, gdy sztucznie dopisuje się wątki, do fabuły, która została w logiczny sposób zamknięta.
Po zapoznaniu się z "Behawiorystą" byłam zdziwiona, że powstały jeszcze następne części i obawiałam się trochę znanego z innej serii Mroza motywu w stylu "zabili go i uciekł". Chyba muszę zacząć bardziej ufać autorowi, bo zostałam bardzo mile zaskoczona.
"Iluzjonista" to opowieść, co do której mogę nie być obiektywna. Wiadomo bowiem, że uwielbiam, gdy obok jakiejś współczesnej zagadki kryminalnej pojawia się taka sprzed wielu lat i ma wpływ na aktualne wydarzenia, a tak właśnie Mróz skonstruował tę książkę. Krótko mówiąc, jestem zachwycona kolejnym spotkaniem z Geraldem Edlingiem i tym, że znowu autor nie poszedł na skróty z ani jednym wątkiem.
Zaczęłam się zastanawiać, czy w gruncie rzeczy w ogóle lubię głównego bohatera i myślę, że nie. Nie jest to postać jednoznaczna, ale to nawet nie w tym rzecz, bardziej chodzi o to, że jego zachowanie fascynuje mnie w sposób, który nie pozwala raczej na sympatię. To trochę tak jak studiowanie przypadku przestępcy, choć teoretycznie Edling jest tym dobrym.
Sprawa Iluzjonisty jest naprawdę mocno skomplikowana i wydaje się być niemożliwa do rozwiązania. Przynajmniej za pomocą standardowych metod, bo te za...