Być może część z Was wie jaką sympatią darzę serię z Chyłką. Mimo że niektóre części są lepsze inne mniej, to zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Tym razem było podobnie. To już 11 tom serii i raczej nie ostatni.
Tym razem Oryński rozpacza po ucieczce Chyłki. Nikt nie wie gdzie jest, nikt nie ma od niej żadnych wieści . Zordon przestaje wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek nawiąże z nią kontakt. Tymczasem Kordian otrzymuje sprawę Witalija Demczenki, który na Powiślu zamordował trzy osoby. Problem polega na tym, że oskarżony niczego nie pamięta, dopiero co wzbudził się z półtorarocznej śpiączki. Pamięta jedynie, że ma przekazać Oryńskiemu wiadomość od Chyłki.
Ciężko powiedzieć cokolwiek więcej jednocześnie nie spojlerować Wam treści.
Jak zwykle, tak i tym razem udało się autorowi mnie zaskoczyć. Ta część mi się podobała, bo mimo ciekawych zwrotów akcji, których nie brakowało, nie odnosiłam wrażenia jak ostatnio, że nie wiem co się dzieje. Remigiusz Mróz jak zawsze prowadzi książkę w taki sposób, że ciężko się od niej oderwać.
Dodatkowo Chyłka jakby wróciła do siebie z pierwszych części i z przyjemnością czytałam jej cięte riposty. Kilka razy nawet śmiałam się w głos. Związek prawników wchodzi na taki etap, że teoretycznie nie można już nas zaskoczyć, a jednak! Dodatkowo otwarte zakończenie pozwala zinterpretować je po swojemu. Mnie to ucieszyło, zobaczymy jak będzie z Wami. Liczę, że pewne sprawy zostały zamknięte na zawsze i autor ...