Córa S. wyraźnie nie ma do mnie szczęścia. Ja do niej też.
Serio. (Seryjnie? ;q). Jeśli tak wygląda przyszłość farmacji - więcej zaufania będę mieć do wiedzy i umiejętności jakiejś wsiowej zielarki.
To, że nie ogarnia rzymskich cyfr na zegarze kichał pies. Jednakże ostatnio zwątpiłam, czy potrafi czytać ze zrozumieniem a przynajmniej ze zrozumieniem przyswoić znaczenie obrazka.
A to jest już bardziej niepokojące.
Co tym razem? Mleko w jednorazowych pojemniczkach 15g., pakowane w zgrzewki po dziesięć sztuk.
U nas: W kartonowym pudełku z napisem "Animonda" i "Milkies Cat Snack" oraz rysunkiem kota chlipiącego mleczko. Mało tego: Na wieczku każdego pojemniczka również jest piktogram kota.
Jaśniej już chyba nie można.
A gdyby nawet: Kot na opakowaniu plus kot w domu to wystarczająco dający do myślenia przekaz, że produkt jest spożywczy lecz niekoniecznie dla ludzi.
Po przyszłej magister farmacji powyższe spłynęło jak woda po kaczce.
Wbiła mi do kuchni po mleczko do kawusi i omijając mleko w plebejskiej butelce 1l. sięgnęła po te bardziej, hmm... światowe? i eleganckie pojemniczki w pudełku.
- Nie radzę. - Kleks dostrzegł ruch kątem oka i uznał, że właściwe będzie zainterweniować żeby później nie było pretensji. - Weź butelkę. I od razu zanieś tacie.
Młoda wzruszyła ramieniem, otworzyła z pojemnik z wieczkiem w kolorze fuksji i wlała sobie do kawy.
Kleks też wzruszył ramieniem. Jakby nie było - ostrzegał, coby ni ruszać.
Goście zasiedli przy stole. Córa S. upiła łyk kawy, skrzywiła się z niesmakiem i odstawiła kubek.
- Mówiłam, żeby nie tykać. Mleko z burakiem jest dla kota. - Kleks z satysfakcją wyszczerzył kły - Goście piją z butelki.