Merlin wyciągnął Kleksa na spacer. Właśnie tak: Merlin. Kleksa. Na spacer.
Niestety, trening kardio okazał się klapą i totalną porażką, albowiem tam, gdzie księciu dopiero myślał o rozgrzewce, Kleks(ja) poległ i umarł. Do domu doczołgał się jako zombi...
Jednakowoż emocjonalny ciężar łazikowania przez trzy kwadranse po przydomnym podwórcu to było więcej, niż trzy kilo kociałka mogło unieść i wyczerpany balastem doznań Merlin padł niemal natychmiast po wypięciu z szelek odsypiać emocje.
Korzystając z okazji, Kleks(ja) czym prędzej odtrąbił moralne zwycięstwo, bo to on okazał się większym twardzielem i dłużej utrzymał się na nogach. Koniec.