W mieście, w którym mieszkam, zapadła decyzja o przebudowie przejść dla pieszych: W punktach newralgicznych zainstalowano sygnalizację świetlną a w miejscach szczególnie niebezpiecznych, niechlubnych "czarnych punktach" - bezpośrednio w nawierzchni podświetlane brody z mrugających światełek. Żeby kierujący pojazdem mechanicznym z daleka widział, że zbliża się do przejścia dla pieszych i żeby zachował szczególną ostrożność.
A ja, jako kierujący pojazdem się pytam: Na cholerę to wszystko, jeśli pięć metrów za tym przejściem wyłazi mi przed maskę jakaś wpatrzona w smartfon dziunia z małym dzieckiem przy boku, babulka tachająca za sobą wózeczek zakupowy , rowerzystka w kurteczce barbie-róż lub inny hiroł typu "batman" i pomyka na azymut środkiem skrzyżowania. Bo ich coś takiego jak zasady bezpieczeństwa na drodze nie dotyczą. Wszak oni mają pierwszeństwo! Zawsze i wszędzie. Przykład: Pieszy wtargnął na ulicę obok przejścia dla pieszych i siłą rzeczy wjechał w niego samochód. Zrobiło się zamieszanie, ofiarę zabrało pogotowie. Policja zdążyła odjechać i nim dojechali do komendy (na drugim końcu ulicy) znów ktoś wlazł pod samochód. Tym razem obok przejścia po drugiej stronie skrzyżowania. Z tego powodu też, dobrzy ludzie - inni kierowcy pojazdów osobowych, pomagali mi dzisiaj wysiąść i wyciągać samochód, gdy przez takiego mądrego inaczej pieszego hamowałam w przydrożnym rowie, żeby nie zabić durnia, który wybiegł mi przed samochód. Bo 1,5km od najbliższych pasów - on miał pierwszeństwo! Po czym czmychnął w pola po drugiej stronie ulicy a ja zostałam z przechylonym samochodem w rowie, z którego sama nie byłam w stanie wyjechać. I nie, wcale nie gnałam jak do pożaru, zamykając zegar. 60km/h w terenie niezabudowanym to tyle co nic. Ale wystarczająco, by wyrządzić krzywdę sobie i innym. Dla zachowania równowagi - nie zabrakło też dzbana w dostawczaku - który nas wszystkich: mnie i moich ratowników - mimo wystawionego trójkąta obtrąbił, bo tamujemy ruch a on jedzie! Póki co, jeszcze nikogo nie zabiłam, lecz - odpukać - przy tym, co się dzieje na drogach, to tylko kwestia czasu. Lecz jeśli oprócz co raz bardziej wyśrubowanych sankcji nakładanych na kierowców za wykroczenia nikt nie weźmie w karby pieszych - wszelkie światełka i sygnalizacje można sobie zwyczajnie wsadzić w... A gdy dojdzie do nieszczęścia, kto będzie winien? Oczywiście kierowca. Bo zrobił z pieszego jesień średniowiecza w miejscu, gdzie pieszy znajdować się nie powinien.