Wpis z rodzaju tych nieprzystojnych, więc co wrażliwszych estetycznie uprasza się nie czytać.
Do Kleksa przybyła na plotki zakolegowana sąsiadka z młodszym krasnalem (córa lat dwa i pół).
Kawka, herbatka, ciasteczko, kredki, pogaduchy, wspólne malowanie itd. I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa - krasnal zawołał siku. Impreza z salonu przeniosła się - by tak rzec - za zasłony Wersalu.
Krasnal kiwa się na tronie, majta nogami coś do siebie gaworząc, czujna mamusia w otwartych drzwiach pilnuje, żeby mała przy tym kiwaniu nie wpadła do środka razem z hmm.. zawartością. Gadki-szmatki, hi hi hi, he he he, gdy przy gościach zmaterializował się Merlin. Przysiadł grzecznie w progu, ogon złożył na łapach i zapatrzył się na krasnala wzrokiem pełnym skupienia i zadumy. Sąsiadka objęła wzrokiem chichoczącą akurat córę oraz wpatrzonego w nią kota.
- Zastanawiałaś się kiedyś, o czym myśli kot widząc człowieka siedzącego na klopie? - zapytała tonem głębokiej refleksji, grzebiąc łyżeczką w kubku z herbatą.