Kleks(ja) z natury jest stworzeniem zgodnym, spokojnym i dobrze wychowanym. Bliżej mu do łagodnego cielątka niż rekina czy młodego wilkołaka. Nie zmienia to faktu, że odpowiednio zmotywowany, przechodzi w tryb "Hulk niszczyć" w nanosekundę. Plus: Ówczesny zawód wykonywany wyrobił Kleksa werbalnie. A że Kleks nie jest ani mały, ani chudy...
Sytuacja właściwa: Późny wieczór, zrobiło się porządnie ciemno. Merlin na krótkiej smyczy czyta ogłoszenia na pobliskim krzaku. Od czasu do czasu błyska białym elementem ubarwienia a Kleks(ja) w nieforemnych roboczo-domowych ciuchach kikuje, żeby zaaferowany lekturą kyć nie polazł w chaszcze bardziej. Krótko mówiąc: Jakaś pokrak-baba z dachowcem na sznurku, wieczorową porą kicają w krzaczorach. Wtedy to zza roga wyszło pięciu rechoczących młodzieńców w wieku 19-23, z piwkiem, przepitką i "pod wpływem". Kleks zesztywniał, Merlin zapadł się w trawę. Któryś z młodych byczków radośnie rechocząc z rozmachem cisnął butelką o krawężnik, która rozprysła się na wysokości kocich ślepi. Panowie buchnęli śmiechem, bo takie to było śmieszne i dowcipne. Hulk się nie śmiał. Chwycił tygrysa pod de pachę oraz to, co miał pod ręką i wyskoczył na chodnik. Składany kozik otworzył się sam.
- Któremu z was, [zwisy męskie*][chędożone w anusy*][przypalantować*] najpierw?!? No?!? Który [dama z Koryntu*] ma [nabiał*], by rzucić mi szkłem w ryj?!? A może mam oddać?
I stał się cud. Rozhasane goryle straciły rezon. W momencie uszła z nich para, stuliły uszy i odtruchtały w dal z podkulonymi ogonami. Kleks wrócił do domu na miękkich nogach.
Ale był dumny.