Był sobie sklep zoo, wcale nie mały. Na tyle duży, by sprawnie prowadzić działalność online. Korzystał na tym Kleks zaopatrując swojego tygrysa w dania suche, mokre i inne dobra luksusowe, bez mrugnięcia okiem regulując rachunki na sumy trzycyfrowe. I trwałaby ta symbioza nadal, gdyby nie jedno "ale". Komunikat o "ale" wyświetlił się w chwili potwierdzenia zamówienia, gdy było już za późno na zmiany. Bardzo szybko "ale" zmieniło się w klasyczne WTF?!? i Kleks chwycił za telefon. Informacje ze sklepu zoo były niczym kubeł zimnej wody.
Na pytanie: Dlaczego? Dlaczego nikt nie powiedział? Nie przykleił głupiej karteczki z informacją, sklep zoo wzruszył ramionami i wykręcił się tyłem. Kleks, tym razem już ze szczękościskiem, uregulował płatność ponownie ale gniew pienił się w nim okrutnie. Gniewny, zaczął szukać innych opcji. A że dochtór od tygrysków zalecił małemu księciowi dietę jeszcze bardziej wymyślną i delikatesową - Kleks przeniósł się z zabawkami do innej piaskownicy i tam, przy alternatywnym źródełku utylizuje złote monety na spożywcze fanaberie osobistego pąkla. Trwa już ta symbioza ładnych kilka lat i rozwija się ku zadowoleniu zainteresowanych.
Aż któregoś dnia, rankiem, Kleks w skrzynce znalazł list. List ze sklepu zoo, który szczerze zmartwiony, że Kleks od bardzo dawna nie robi u nich zakupów zaprasza w swoje progi oferując ochy, achy i wianki na wierzbie.Wszystko, lecz nie zwrot podwójnie ściągniętej kasy. Kleks nie odpisał. Wyrzucił list do pojemnika na odpady segregowane. Tylko myśl taka po głowie się kołacze: Sklep zoo skroił jednorazowo klienta na 0,5 tauzena.Klienta, który zostawił u nich tych tauzenów kilka a zostawiłby drugie tyle, jeśli nie więcej. Klienta, który się obraził i poszedł w cholerę, zabierając siebie i swoje dutki. Czy było warto?