Remigiusz Mróz to autor znany, czytelniczym portfelem uznany i poniekąd lubiany. Zwolenników ma pewnie tyleż samo co i przeciwników, odmówić mu nie można jednego – stworzył całkiem zdatny i poczytny cykl o dwójce prawników, tj. Joannie Chyłce i Kordianie „Zordonie” Oryńskim. Przejadł mi się Pan Mróz już dawno, a i o maszynce marketingowej jego dzieł mam zdanie niepochlebne. Ale że bohaterów mrozowych polubiłem, to sam sobie jestem winien i już 11 raz nad czymś ubolewam i czymś się zachwycam.
Zastanawiam się co by to było gdybym napisał książkę. Myślę, że gdyby udało się wydać choć jedną – moje ego wybiłoby dziurę w suficie, przeleciało przez dwa piętra i było wyżej niż szpica Pałacu Kultury. We własnym mniemaniu mieniłbym się wyższym niż wszystkie (polskie) pisarze! Jakże czuć się musi Remigiusz, który książek napisał tyle, że większość naszych krajan do tej liczby nawet z czytaniem nie dotrze?
Sądząc po fabule i tym jak została napisana najnowsza Chyłka – Mróz jest już tym wszystkim zmęczony. Oczywiście mogę się mylić, to w końcu tylko wrażenie ale Ekstradycja napisana jest jakby od niechcenia, choć z widocznie większą troską o własnych bohaterów. Nadal jednak na jakimś wymuszeniu, zmęczeniu, ostatnim kinetycznym pchnięciu pędu z poprzednich tomów. Jestem zdania (które w nerwach już kiedyś wypisałem w jednej z recenzji poprzednich chyłkowych przygód), że czas najwyższy kończyć. Napisać tom dwunasty, w którym pozamykamy to i owo, napiszemy happily ever after i będzie dobrze. W końcu nawet twórcy najlepszegoserialuever The Sopranos – po szóstym sezonie stwierdzili, że wystarczy.
Schematy i Sensacja
Remek siląc się na oryginalność, z wcześniejszego zmęczenia leci już tylko schematami. Dawny polot i finezja spopielone, próby przegięcia sensacyjnego z poprzednich części stonowane, jednak i kryminału próżno tutaj szukać. Czystej krwi sensacja. Interdyscyplinarość nie bardzo tutaj wychodzi, więc moja rada jest jak to mawiali w naszej rodzimej serialowej Ekstradycji „Trzeba rzucić albo żonę, albo kochankę”. Motywy zdrad, zabójstw, czy obcokrajowców kojarzą mi się automatycznie z tomami „wczesnopoprzednimi” (to chyba były te co się na serial tefałenowski załapały, tylko tam się bali i zmienili imiona obcokrajowców na nasze) tylko pod innymi nazwiskami. W tej książce praktycznie nie ma treści napakowanej jak w poprzednich częściach. Tylko akcja i jeszcze raz akcja, jest jakoś szybciej, przy tym bardziej płytko. Zadbane i owszem o główną linię fabularną, ale cała reszta jest jakby wyłączona. Nawet dekoracje z tektury wycięto. Fabuła leci jak wystawienie sztuki dwóch aktorów na scenie bez scenografii, oczywiście chór i kilkuminutowe występy postaci dosłownie przebiegające przez scenę. Dobrze, bo sensację czyta się w ten sposób szybko, źle bo nie biorę udziału w czytaniu na czas. Niestety po stronie 170 impet zdycha i jest trochę nudnawo. Zwroty akcji też jakieś takie jak skrzypiące powoli drzwi. Aha i byłbym zapomniał, tytuł nie ma nic wspólnego z treścią książki.
Bezradność, bohaterowie i nieco fabularnie
Na plus, że Kordian dostał jaj, Chyłka jest „chyłką”, i Mróz już nie wpienia cytatami z Szymborskiej i Wojewódzkiego co pięć linijek. Na minus wtórność dialogów i brak pomysłu na ciekawe rozmowy. Kolejna kreska na poczet zmęczenia materiału. Dobrze pokazana bezradność i zrezygnowanie bohaterów wobec zbliżającej się… (readers discretion is asdviced prawda?). Wstawka bohaterów z innych książek – check! Poza tym jakaś ta książka taka jakby… znowu na siłę. Na plus (znowu) to że Remek się nauczył, że ludzie mocno ze sobą zżyci w relacji romantycznej uprawiają seks i uwaga! Wprowadza to do treści książki. Bez opisowych „momentów” jednak dobre i to. Wymiar bohaterów stał się bardziej ludzki. Przypominam, że to jedenasty tom. Zawsze to lepiej niż emocjonalne opisy próby dokonania stosunku seksualnego o niepełnej dobrowolności dokonywanej przez współwięźnia na Kordianie :) Dodatkowo plusuję za wzmiankę o Ciro Di Marcio.
Bzdury
Myślałem, że odpuści ale nie. Że jak już mu się nie chce robić researchu do książki (znak firmowy RM), to chociaż kłamstw nie będzie wypisywał. Mianowicie, Remek pisze o tym jak w Polsce uzyskuje się pozwolenie na broń palną, co trzeba podać itp. Nieprawdą jest jakoby były to powody „ważne”, na zasadzie obrony osobistej itp. Owszem, jest to jeden z trybów, ale nie powinien sugerować, że jedyny. Bzdura i krzywdząca dla środowiska strzeleckiego nieprawda. W Polsce trudność ze zdobyciem pozwolenia na broń i kupnem broni palnej jest mniej więcej taka jak uzyskania prawa jazdy kategorii B. Więc Remigiusz nie pieprz głupot, bo robisz szkodę.
Na koniec
Muszę jednak uczciwie pochwalić Remka, że zgodnie ze swoim zamierzeniem ujawnionym w ostatnim wywiadzie dla pewnego znanego portalu z reklamami książek - chciał napisać jedno dobre zdanie. Udało się! Cyt:. „(…) skwitowała szybko Joanna, a potem obmacała spodnie Oryńskiego. Znalazłszy to czego szukała wyjęła i włożyła do ust.”
Niestety nie chodzi o to o czym myślicie. Ale dobrze, mnie też zaskoczył bo prawie zasypiałem doczytując.
Na kacu trochę będąc i pisząc niniejsze wypocinki, mocą swojego urzędu daję mocne 5/10.
29.03.2020 r.
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl