Myślę, że Remigiusza Mroza nie trzeba przedstawiać i każdy, kto interesuje się książkami chociaż jedną jego książkę czytał, lub przynajmniej o nim słyszał. Byłam bardzo ciekawa jak więc wyglądał debiut literacki autora, a muszę przyznać, że całkiem ciekawie. Mamy tu wyrzuconego z pracy wykładowcę, diabelnie inteligentnego i diabelnie gburowatego, potrafiącego zirytować innych w ciągu 2 minut i korzystającego nieustannie z tego talentu. Jego dziewczyna zostaje zamordowana a on nie licząc na efekty pracy policji postanawia sam złapać jej mordercę. Okazuje się, że dziewczyna Scotta była pierwszą ofiarą seryjnego mordercy, a Scott dołącza do policjantów idących tropem zabójcy. Okazuje się, że jednak sprawa ma drugie dno kiedy FBI stara się gubić wątki i zamiatać sprawę pod dywan. Być może jedynie Scott i policjantka Ev będą mogli dopaść sprawcę. Bardzo ciekawa historia z wątkiem fanatyzmu religijnego. Jedyne co mi się nie zgadzało, to uczucia Scotta, który był na początku bardzo chłodny, śmierć dziewczyny przyjął praktycznie bez uczuć, natomiast później martwi się o Ev. Jednak patrząc całościowo książka jest bardzo ciekawa, a sam pomysł jest znakomity.