Olsen przeholował – na tyle, by obudzić się z morderczym kacem, oddechem kładącym kwiatki i urwanym filmem. A dziura w pamięci to nie jest coś, co chcesz mieć, gdy policja jest ciekawa twojego alibi na noc morderstwa. Wciągnięty niespodziewanie w śledztwo Farerczyk musi trzymać kciuki za swoją prawość i lojalność córki... choć tak naprawdę jego największą nadzieją jest to, że policja po prostu znudzi się szukaniem zbója i wsadzi za kratki pierwszego lepszego podejrzanego.
Jest bardzo dobry powód, dla którego w półświatku thrillerów przyjęło się, że jak chcemy opowiedzieć o zmyślonych mrocznych sprawkach małej społeczności, to akcję osadzamy w fikcyjnym miejscu. A tym powodem jest to, że, no cóż, w prawdziwych małych miejscach żyją prawdziwi ludzie i słabe jest dopisywanie im współczesnej opowiastki o morderstwach czy gwałtach. „Enklawa” rozgrywa się w jak najbardziej realnej Vestmannie, miasteczku na tysiąc trzysta mieszkańców usadowionym na Wyspach Owczych. To nie jest żaden Paryż zamieszkany przez miliony i przerabiany na miliony sposobów w popkulturze, tylko słabo znane miejsce, o którym pewnie przeczytasz w fabularnej książce pierwszy i ostatni raz. I dowiesz się, że Vestmenczycy nurzają się w gorzale (co czwarty Farerczyk nie pije i jako nacja pod względem spożywania alkoholu w światowym rankingu jest daleko, daleko za Polską, ale nie przeszkadzajmy sobie), jednym z ich głównych hobby jest urządzanie burd, przemoc seksualna wobec nastolatek jest na porządku dziennym, a miejscowa młodzież przewala całe kieszonkowe na kokę. Może być gorzej? Okazuje się, że tak – można nie tylko dojechać małą (i mało znaną) społeczność, ale jeszcze zrobić to pod pseudonimem, udając pół-Polaka pół-Farera i wciskać czytelnikom, że się na Wyspach wychowało, kulturę zna od podszewki i ma kumpli w tamtejszej policji, co chętnie pomogli w riserczu. Mróz, jak dowiadujemy się z wywiadów, chciał się ot, pobawić tematem, przebraniem i egzotyką, zrobić sobie taki czelendż, że da się napisać o zbrodni w kraju z wyjątkowo niską przestępczością - a to, że w tej zabawie narobił tambylcom przykrości (bo dzięki farerskiej Polonii sprawa się rozniosła) i przekazał fałszywy obraz czytelnikom, to już oj tam oj tam. Kogo interesuje w końcu zdanie unurzanych w gorzale przemocowych rybaków molestujących naćpane nastolatki.
Dobra, to wiemy już, że autor nie ma wyobraźni, to może ma chociaż warsztat. Uważam, że w thrillerach o małych, zamkniętych społecznościach największy nacisk powinien być na relacjach między postaciami – układzie sił, kto z kim trzyma, a kto z kim ma na pieńku, jakie są frakcje i dawne zadry. Ale do relacji trzeba mieć bohaterów, a ci w „Enklawie” są dość nijacy i mało wchodzący ze sobą w interakcję (jedyne, co mnie w sumie bardziej obchodziło, to relacja Olsena z córką). Jednak co dziwniejsze, tytuł trzymający się początkowo klimatów „Twin Peaks” znienacka w połowie książki postanowił skręcić z piskiem w „Breaking Bad” ze strzelaninami i przemytem (nie ukrywam, wizja szesnastolatek z rybackiego miasteczka jako głównych nabywczyń kokainy całkiem mnie bawi). Dość wyraźnie zarysowany jest konflikt duńsko-farerski, i to tak wyraźnie, że aż wydaje się przesadzony – jak człowiek czyta o enklawowej duńskiej policji zabierającej tej farerskiej śledztwo tylko po to, by zrobić im na złość i przypomnieć, kto tu rządzi, to bardziej mu się nasuwają na myśl scenki z Galicji pod austriackim butem niż współczesne dywagacje o niepodległościowym referendum. Przez całą książkę przewija się też motyw stękania na Internet, że łoborze, ta młodzież to nic, tylko w tych sieciach z tymi ich mesendżerami, niemoralne toto się robi od tych wirtualiów, snapczat „stanowi swego rodzaju egzystencjalną kwintesencję młodzieżowego życia w Internecie (…) zdjęcie pojawiało się tylko na moment, a potem znikało na dobre – dawało to możliwość, by rozpędzić się z własnym ego, oceną świata czy pozbawionymi pruderii zachowaniami”. Niczemu to nie służy, ale poględzić można.
Jednak najbardziej osłabiającym mnie elementem w książce jest praca policji, z główną bohaterką na czele. To, jak ci ludzie są niekompetentni, jest osłabiające – tak, przestrzeganie procedur jest ważne, bardzo ważne, no, chyba że cię świerzbią ręce z ciekawości, to wtedy nie, można łamać zasady i obświniać materiał dowodowy swoimi odciskami palców. Wysyłanie 1 (słownie: jednej) policjantki-żótłodziobki do sprawy którą żyje cały kraj, ciągnięcie ze sobą na miejsca zbrodni karanego cywila i zapoznawanie go z pracą śledczych „bo czemu nie”, wieczne nieinformowanie partnerów o dalszych krokach, aresztowanie ludzi na podstawie cienia dowodu, grożenie, przesłuchania na poziomie "no, powiedz, że to zrobiłeś, noooo, dalej, przyznaj się, no weź się przyznaj, że jesteś winny, nie bądź taki", bezczelne naginanie prawa w stylu „udam, że usłyszałam dziwny hałas w domu podejrzanego i niby pójdę sprawdzić, czy wszystko w porządku, i przy okazji przetrzepię mu szafki”… Gdy pod koniec gliniarze aresztowali podejrzanego pod zarzutem morderstwa na podstawie jednego dowodu (nie związanego nijak z zabójstwem), wymyślili przebieg wydarzeń, którego absolutnie nic nie potwierdzało i prawie z zadowolenia zaczęli przybijać sobie piątki, że „kurde super poprowadzone śledztwo sąd na pewno zalajkuje takie to oskarżenie jest mocne”… No, nie powiem, było to dość frustrujące doświadczenie.
No ale też Mróz nie byłby Mrozem, gdyby na ostatnich dziesięciu stronach nie wepchnął PlotTwista Z Nosa™, który tradycyjnie położył i tak już średniawą intrygę. Naprawdę nie ma nic złego w prostych historiach z prostymi zakończeniami, nagłe zwroty o 180 stopni nie czynią lektury automatycznie lepszą, zwłaszcza, gdy po pierwszym efekcie „!!!” analizujesz fabułę i widzisz, jak przebieg wydarzeń rozbiega się na wszystkie strony.
„Enklawa” to taki sobie kryminał, który nie do końca wie, w jakie klimaty chce iść. Osadzenie akcji na Wyspach Owczych byłoby zdecydowanym plusem, gdyby tylko przyłożono się bardziej do riserczu, a autor tak buracko nie prezentował tamtejszej społeczności – a wystarczyłoby stworzyć jakąś fikcyjną wioskę, i już połowę problemów mielibyśmy z głowy. Wyjątkowo przeciętne postacie, mało przekonujące dekoracje… No chyba jedyne co ze mną po tej lekturze zostanie, to ćwiekowany stanik inspirowany „Pięćdziesięcioma twarzami Greya” – zresztą na mus bank należący do nastolatki (typowy target 50tG), bo najwyraźniej według śledczych dorosłe kobiety nie mają małych biustów.
[Recenzja została po raz pierwszy opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]
Wyspy Owcze. Jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Od 1988 roku zdarzyło się tutaj tylko jedno morderstwo, a mieszkańcom pojęcie przestępstwa jest właściwie nieznane. Farerzy żyją spokojnie...
Wyspy Owcze. Jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Od 1988 roku zdarzyło się tutaj tylko jedno morderstwo, a mieszkańcom pojęcie przestępstwa jest właściwie nieznane. Farerzy żyją spokojnie...
Tak, akurat to Remigiusz Mróz z całą pewnością potrafi robić: tworzyć powieściową atmosferę. Młody autor udowadniał to już setki razy, w cyklu forstowskim naprawdę czuć atmosferę górskich szlaków, w ...
Remigiusz Mróz pod pseudonimem Ove Løgmansbø. "Enklawa" to pierwszy Tom z cyklu Vestamanny. Wyspy owcze jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie, mimo to mała społeczność Vestmanny żyje spo...
@Rece_pelne_ksiazek
Pozostałe recenzje @KazikLec
Chryzantema, cytra, topór
To, że klan Inugami to banda serdecznie nienawidzących się nawzajem palantów, nie jest żadną nowością. Równie dobrze znanym w okolicy faktem jest ich źle skrywane wyczek...
1937, prowincja, cała okolica żyje ślubem lokalnego panicza i nauczycielki. I będzie jeszcze bardziej żyła morderstwem, które wydarzy się w noc po ceremonii, gdy rodzinę...