moje czarne pióra kryją pęknięcia
wyrwy w kościach, studnie w żyłach
bolesne leje którymi płynie zima
skrystalizowane koszmary sunące powoli
szybem przez mój szpik
otaczam moje wewnętrzne jaskinie pajęczą siecią
bronię ich ostrymi szponami, wbijam zęby w odsłonięte szyje
sączę jad w skórę nieświadomych ofiar
by nigdy nie trafiły na pęknięcia
wyrwy, studnie, leje
otwarte rany, lśniące bezgwiezdną nocą
spijające złote strumienie niepokoju
życiodajne źródło dla zapomnianych blizn