Bum cyk cyk i rata tata
Nie masz to jak los pirata
Kto na drodze jego stanie
Temu kasza na śniadanie
Musiałam, bo czytając „Morza Wszeteczne”, miałam tę piosenkę cały czas z tyłu głowy. Historia załogi pirackiej Rolanda Wywijasa zaczyna się hukiem dział a potem, jak u Hitchcoca, napięcie stale wzrasta. Marcin Mortka nie zawodzi i tym razem – daje nam całą galerię postaci wyrazistych aż do przegięcia, na czele z wodzem tej całej bandy, dialogi skrzące dowcipem, jak gęba Ognika iskrami i dynamiczną akcję. No właśnie, jeżeli ktoś po przeczytaniu „Nie ma tego złego” stwierdził, że książka ma zbyt szybki przebieg, to po „Morzach Wszetecznych” dostanie choroby lokomocyjnej. Takie zabójcze tempo trochę przeszkadza w czytaniu, a szkoda, bo autor wymyślił całkiem fajną fabułę, która ginie w gąszczu awantur wywoływanych przez zgraję Wywijasa. Dobra dla miłośników jazdy bez trzymanki. Ja jednak pozostanę w teamie Kociołek.