W "Królowej Cieni" Sarah J. Maas bohaterowie wracają do Adarlanu i… siedzą. I gadają. I planują. I czekają. Czasem gdzieś pobiegną, coś załatwią, coś zjedzą.
Dobra, żartuję 😏
Aelin łączy siły z dawnym sprzymierzeńcem i plecie intrygę, by obalić króla i uratować księcia Doriana. Wiedźma Manon przechodzi odmianę, - odkrywa nowe strony sytuacji, w której się znajduje, co sprawia, że bardziej ją polubiłam, zwłaszcza na końcu tomu. Węszę, że wątek z nią będzie coraz ciekawszy 😉 Mamy tu też nową, tajemniczą bohaterkę, która z pewnością jeszcze namiesza.
Większość książki jest stateczna, a mimo tego ani przez chwilę się nie nudziłam. Chłonęłam słowa, wydarzenia, relacje między bohaterami. Mój ulubieniec Chaol nieco mnie denerwował, ale jego sytuacja na końcu… 🥺 muszę przeczytać "Wieżę Świtu", by dowiedzieć się, co dalej!
Widać, że ta część ma być spokojniejsza, bo jej zadaniem jest wprowadzenie czytelnika do ostatecznej bitwy (dobra, dobra, przed nami jeszcze 2,5 tomu xD). Chyba jednak na przestrzeni lat polubiłam książki "przygotowawcze", bardziej spokojne i szczegółowe - w końcu "Z Mgły zrodzony" Brandona Sandersona głównie polega na siedzeniu i planowaniu, a uwielbiam tę powieść.
"Królowa cieni" mnie zachwyciła, wciągnęła i nie mogę doczekać się następnej części.
PS. Nawet polubiłam Rowana 😂