𝙤𝙥𝙞𝙣𝙞𝙖 𝙗𝙚𝙯𝙥𝙤𝙟𝙡𝙚𝙧𝙤𝙬𝙖
„Korona w mroku” najzwyczajniej w świecie mnie zachwyciła.
Jest to drugi tom serii „Szklany tron”, znanej już zapewne większej części czytelników.
Opinia ta będzie bezspojlerowa, postaram się bardziej skupić na uczuciach towarzyszących mi przy czytaniu, niż na samej fabule.
Owa część, moim zdaniem, została napisana dojrzałej, niż poprzednia.
Mamy tutaj więcej fantastyki, niżeli wątków obyczajowych (jak było w poprzednim tomie).
Punkt ten zdecydowanie na plus. W „Szklanym tronie” brakowało mi magii, tamta część skupiała się bardziej na wystawnych ucztach, strojach, dworskich plotkach…
Czyli tym, wokół czego, kręci się życie na zamku.
Tutaj zaś, mamy więcej niesamowitych zdarzeń, potworów, zaklęć…
Tym razem także czułam sympatię do głównej bohaterki, Celaeny. Może została ona trochę nadszarpana, ze względu na niektóre jej decyzje, jednak nadal pozostała.
Czytając, miałam po prostu wrażenie, że jestem tam, gdzie Celaena. Autorka potrafi opisać wszystko, tak, iż wręcz mamy to wszystko przed oczami.
Początek był troszkę nużący. W około 150 stronie przerwałam czytanie.
Dopiero po kilkunastu dniach powróciłam do tej historii.
Po tym zdarzeniu pochłonęłam ją.
Kolejne strony przewracały się jakby same.
Lektura tej powieści była świetnym uczuciem.
Zakończenie zdecydowanie było… ach!
Bardzo, ale to bardzo niespodziewane i zapadające w pamięć. Myślę, że takiego zwrotu akc...