Minęły prawie 2 lata odkąd czytałam poprzednią część tego cyklu, a jednak wystarczyło tylko kilka stron "Otchłani. Księgi II", żebym znowu poczuła się jak ryba w wodzie. Świat stworzony przez Petera V. Bretta jest tak charakterystyczny, że momentalnie cała historia i jej bohaterowie do mnie wrócili.
Według mnie to było bardzo dobre zakończenie cyklu z wieloma furtkami otwartymi na kontynuację, tylko może poprowadzoną oczami innych postaci. Tak zresztą sam autor postąpił, o czym już wiemy (Cykl Zmroku). Nie wszystkie wątki zostały rozwiązane, nie wszystkie miały jakiś szczególny wpływ na główną potyczkę, ale to tylko sprawia, że demoniczne uniwersum jest bardziej wiarygodne, rozległe, pozwala snuć własne fantazje w jego obrębie. Osobiście po lekturze mam wrażenie, że nie było żadnego początku ani końca, tylko ten świat dalej gdzieś sobie trwa.
Nie podobało mi się tylko, że tak dużą różnicę widać pomiędzy Księgą I a II jeżeli chodzi o tempo akcji. Pamiętam, że początek "Otchłani" ogromnie mi się dłużył, za to od połowy (czyli w polskim wydaniu właśnie Księga II) wszystko się odpowiednio rozkręciło - czemu nie mogło tak być cały czas?
Podsumowując całość, widać jak na przestrzeni lat udoskonalał się warsztat pisarski Bretta. Zaczynamy od samych podstaw, a kończymy na rozbudowanym skomplikowanym fantastycznym świecie - "Malowany człowiek" to zupełnie inny poziom lektury w porównaniu do "Otchłani". Cieszę się, że udało mi się poznać ten cykl, na pew...