To dopiero początek, więc na największe cuda liczę w drugiej części, ale i tak był to naprawdę dobry wstęp do dalszych działań wojennych. Aelin jest porządną postacią z krwi i kości, która nie jest pustą i niezniszczalną skorupą. Jej postać jest ludzka i przy tym potężna. Bardzo podobało mi się jak historia jej osoby została tu napisana. Rowan to bohater idealny, jeśli czytacie moje opinie, to z każdej wiecie, że to mój ulubieniec, jeśli on cierpi, to ja cierpię, jeśli on się boi, to i ja umieram ze strachu. Jego związek z królową jest wymarzonym wzorem do naśladowania, kłótnie i zgody, kompromisy, w swojej niezwykłości są bardzo realni. Ich wątek miłosny jest w porządku, w przeciwieństwie do Lorcana, przy którym odczuwam zakłopotanie i do Doriana, przy którym się po prostu krzywię z niechęci. Lubię Elide, jak i Manon, bardzo je polubiłam, swoją drogą Lorcana też lubię, tylko ich historia wielkiej miłości mnie niszczy trochę i tyle. Co do Doriana, z każdym tomem lubię go mniej, to jest postać, do której chyba nigdy się nie przekonam, mam takie prawo, dlatego modlę się by to on zginął na końcu, a Aelin zakończyła tę wojnę wielkim happy endem. Aedion za to jak nam się rozwinął, jego uczucia i rozterki są bardzo żywe, przy tym wartościowe. Już nie mogę się doczekać, aż spotka się znowu ze swą królową. Odbicie Aelin to była jedna z najcudowniejszych akcji, nawet nie wiecie jak się cieszyłam, a robiłam to jak walnięta. A to co zrobiła w finale, piękny pokaz. Uwielbiam ten świ...