Zadrżała. Było to pożegnanie na wieki. Czuła, że Götz nigdy już nie wróci. Wydało jej się, jakby światło znikało z jej życia. Miała ochotę jak małe dziecko uczepić się jego ramienia i prosić błagalnie: nie opuszczaj mnie, nie wiem, jak sobie poradzę bez ciebie; pod wpływem gniewu i zwątpienia postąpiłam głupio nie opuszczaj mnie! Ale nie ruszyła się z miejsca i nie wyrzekła ani słowa. Jej spierzchnięte od gorączki wargi poruszyły się, ale nie wydały żadnego dźwięku. Zanim zdążyła zrobić cokolwiek, już go nie było. Odgłos zamykających się za nim drzwi przeszył bólem jej serce.