Przygarnął ją i pocałował w drżące usta. Spojrzał głęboko w oczy.— Powiesz w końcu: nienawidzę cię?Nie wyrywała się jak przedtem. Przytulona do niego zaprzeczyła ruchem głowy.— A jednak nie? Cóż, i tak ci nie wierzę, jak zresztą nigdy nie wierzyłem. Od dawna wiem, że mnie kochałaś, a pod rzekomą nienawiścią ukrywałaś prawdziwe uczucie. Jestem dobrym obserwatorem, a przy tym jeszcze większym uparciuchem niż ty. Już wtedy gdy pierwszy raz wrzasnęłaś: nienawidzę cię, postanowiłem, że ożenię się z tobą. Broniłaś się, upierałaś, a ja i tak dopiąłem swego. Pozostało mi tylko przeprosić, że traktowałem cię chwilami zbyt szorstko. Zgodnie z dewizą rodu bronię swojego. Myślę, że już nie będę musiał. Gdybyś zamierzała dalej walczyć, już dawno rzuciłabyś mi w twarz to swoje: nienawidzę cię!Złapała się obiema rękoma za głowę i spojrzała mu w oczy namiętnie i łagodnie.— Ach, ty! Mogłabym cię udusić, tak cię nienawidzę! — rzekła i objąwszy go mocno za szyję, pocałowała gorąco w usta.