Gerd łagodnie przytulił jej głowę do piersi, gładził ją delikatnie po włosach, po rękach. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na nic więcej, by jej nie spłoszyć. A dla niej jego szlachetna powściągliwość była prawdziwym błogosławieństwem. Ufnie i z poczuciem niewysłowionego bezpieczeństwa przytulała głowę do jego piersi czując, jak serce bije mu mocno, spokojnie. Czyż to możliwe, by po tym wszystkim, co przeszła, miała zaznać takiego szczęścia? Jakże dziękowała Bogu, że nie dane jej było złożyć najwyższej ofiary. Inaczej nie mogłaby należeć do Gerda. I wtedy w jej sercu obudziła się iskierka nadziei, że może jeszcze nie wszystko stracone.