Trzecia część cyklu powieściowego Marcina Mortki wydaje się początkowo powielać wady drugiego tomu. Dalej jest to napisane lekkim piórem połączenie przygodowego fantasy i historycznej opowieści z czasów krucjat, ale stopniowo zmienia się ono w typowe fantasy z czarami, demonami i potworami. Uznałem najpierw, że autor zapętlił się w historii Gastona de Baideaux i jego przyjaciół i chaotycznie miotał wokół głównego wątku, opisując pozbawione sensu nieprawdopodobieństwa fabularne (np. bohaterowie po wielomiesięcznej przerwie spotykają się przypadkiem w tym samym miejscu na pustyni i to nie tylko dwaj a kolejno wszyscy na siebie wpadają). Co gorsza, M. Mortka używał też w tym tomie typowych chwytów scenarzystów mizernej jakości seriali i straszliwe wydarzenia z końca drugiego tomu okazały najzwyklejszą, wkurzającą zmyłką i pretekstem dla wywołania amnezji u głównego bohatera, Gastona de Baideaux, bez której nie byłoby łatwo poskładać całość fabuły. Ubocznym efektem amnezji było to, że na początku trzeciej części cyklu znajdujemy bohaterów w takiej samej sytuacji w jakiej byli w tomie pierwszym, a większość z tego co opisano w tomie drugim mogłoby właściwie się nie wydarzyć. Nie pomagało książce też to, że Gaston nadal wydawał się irytującym matołem, ciągle nabierającym się na te same sztuczki. Szczęśliwie to akurat okazało się kolejną zmyłką autora i czytelnicy dość późno mogą uświadomić sobie, że Gaston jedynie udawał idiotę. Skutecznie. Co więcej, autor zdecydował się też ...