"Zjawę" Maxa Czornyja przeczytałam już jakiś czas temu, ale nadal nie wiem, co mogę o niej napisać. Czy okazała się najsłabszą częścią cyklu? Chyba tak i złożyło się na to wiele czynników. Fabuła mnie nie porwała, nie byłam w stanie się wciągnąć, potrzebowałam tygodnia, by przebrnąć przez czterysta stron. Przede wszystkim po lekturze "Klątwy", która była niemal tak dobra jak "Grzech", pozwoliłam sobie mieć nadzieję, że ten poziom się utrzyma, ale tak nie było. Jeśli jednak ta seria jest niczym sinusoida, to "Bestia" musi być naprawdę świetna.
Skupię się może na lepszych stronach "Zjawy" i na pierwszy ogień pójdzie fotografia. Bardzo podobały mi się wstawki z opisami znanych zdjęć, które były fotomontażami lub tylko wycinkiem rzeczywistości. Ta dziedzina zresztą stanowiła ważny element fabuły, gdyż morderca uwieczniał dzięki polaroidowi prawdziwe emocje. Taka dokumentacja zbrodni trafiała później do policjantów i ostatecznie naprowadziła ich na dobry trop.
Był to tom niezwykle brutalny, co u Czornyja w zasadzie jest normą. Mimo to tutaj bardzo rzucało się to w oczy, może przez to, że początek był bardzo mocny.
Wątek śpiączki Deryły można było lepiej wykorzystać. Rozdziały o jego wizjach bardzo mnie nudziły, w zasadzie niczego nie wnosiły, choć autor starał się podkreślić ich rolę w zakończeniu, to mnie nie przekonał.
Wydawało mi się, że wprowadzenie nowej postaci nada całej serii świeżości, ale samodzielne śledztwo Tamary było jakieś ta...