Ostatnio zachwycałam się siódmym tomem serii z Erykiem Deryło autorstwa Maxa Czornyja. Postanowiłam niemal od razu sięgnąć po kolejną i ostatnią do tej pory wydaną część. Miałam przed tą lekturą pewne obawy, ponieważ autor wcześniej przeplatał świetne książki słabszymi, pisałam nawet o tym w recenzjach, że jego twórczości to prawdziwa sinusoida dla czytelników. W związku z tym po "Krwi" nie powinnam się zbyt wiele spodziewać. I może właśnie dlatego, że nie miałam wygórowanych oczekiwań, tak bardzo przypadła mi do gustu.
Po ośmiu tomach kolejna wizyta w Lublinie to już sentymentalny powrót. Moim pierwszym skojarzeniem z tym miastem są już niestety seryjni mordercy. Wiem, że to tylko fikcja, ale trzeba przyznać, że Czornyj dba o to, żeby lublinianie oglądali się za siebie na każdym kroku.
Czy tym razem szaleniec znowu zabija przypadkowe, niewinne osoby? Odpowiedź na to pytanie może się okazać kluczowa dla śledztwa prowadzonego przez duet Deryło i Haller. To, co jako pierwsze rzuca się w oczy, to to, że jego główną motywacją wydaje się być zadawanie jak największego cierpienia. Nie wiadomo tylko, do kogo kieruje swoje przesłanie - do ofiar, ich bliskich czy może do policji? Przed Tamarą i Erykiem mnożą się pytania, jednak znalezienie odpowiedzi wydaje się być trudniejsze niż kiedykolwiek. Podejrzenia prowadzą nawet do ich bliskiego kręgu.
Czornyj zasłynął brutalnymi opisami, jednak i tak zaszokowało mnie okrucieństwo z jakim tym razem mieliśmy ...