Jestem seryjną czytelniczką, ale uważam, że lepiej coś zakończyć i zostawić czytelnika z niedosytem niż ciągnąć opowieść w nieskończoność. To przykre, gdy jedna z lepszych i najbardziej oryginalnych serii staje się po prostu nudna, bo jest do bólu przewidywalna. Każda kolejna część jest coraz bardziej schematyczna, a losy bohaterów tracą na realizmie.
"Geneza zła" to dwunasty tom cyklu z Erykiem Deryło. Max Czornyj zdobył moje czytelnicze serce pierwszymi trzema, później zdarzały się jeszcze takie, które mnie porywały, ale jednak poziomu tych początkowych nie osiągały. A szkoda, bo autorowi nie brakuje ani pomysłów, ani odwagi, by je realizować.
Tej książki z pewnością nie zapamiętam na dłużej. Myślałam, że zmiana miejsca akcji trochę odświeży tę serię, ale nadmorski "odpoczynek" Deryły, który zaowocował angażem do toczącego się tam śledztwa, niczym nie różnił się od tego, co doskonale znaliśmy już z Lublina.
Sama fabuła miała potencjał. Nie przepadam za wątkami paranormalnymi, ale tutaj odgrywały na tyle marginalną rolę, że w ogóle mi nie przeszkadzały, a urozmaicały nieco całą historię. Pewną nowością u autora było wplecenie w opowieść dzieci - te fragmenty wywarły na mnie duże wrażenie.
O ile śledztwo zupełnie mnie nie zafascynowało, to jego finał totalnie mnie zaskoczył. Nie brałam takiego sprawcy w ogóle pod uwagę, nawet przez chwilę nie znajdował się w kręgu moich podejrzeń, choć po poznaniu jego tożsamości wydarzenia na nowo...