Mam za sobą jakieś dwadzieścia książek Maxa Czornyja i były wśród nich naprawdę genialne pozycje, a przez to jeszcze większy zawód odczuwam przy tych słabszych. Czasami po prostu nie wpisywał się w mój gust czytelniczy, jednak zdarzyło się też tak, że miałam wrażenie, że niektóre tytuły powstały na siłę i sprawiały wrażenie pisanych na kolanie, bo sporo w nich było niedoróbek.
"Wina" to czwarty tom serii z Lizą i Orestem, wieńczący mój mały maraton. Może gdybym miała przerwę, to zdążyłabym ochłonąć, zachwyt by wyblakł, a ja nie miałabym wygórowanych oczekiwań i nie zaliczyła rozczarowania. A może i tak widziałabym różnicę w poziomie, bo w moim odczuciu jest kolosalna.
Nie przekonała mnie zupełnie fabuła, początek był intrygujący, ale rozwinęło się to w absurdalny, totalnie niewiarygodny sposób, a i opisane było jakoś tak nijako. Dotychczasowe śledztwa tego duetu wywoływały we mnie wyłącznie ekscytacje i zachwyt, tym razem nieco się nawet nudziłam. Nawet Langer i Rembert nie byli w stanie tego uratować. Przynajmniej zakończenie różniło się od poprzednich i nie zostawiło mnie w niepewności.
Mocniej odczułam też fakt, że główni bohaterowie są raczej enigmatyczni i chyba pora porzucić nadzieję, że cokolwiek się w tej kwestii zmieni. Tak naprawdę jedynie w serii o Eryku Czornyj nakreślił szerszy rys psychologiczny i pozwolił nam zajrzeć w codzienne życie komisarza. Oczywiście wiemy też trochę o Lizie, ale jak na czwarty tom o wiele za mało, a Ore...