Przyszedł czas na kolejny tom składający się na opowieść o rodzie MacGregorów. Tym razem przenosiny się w przeszłość, a wszystko za sprawą ciężkiego wypadku Daniela, głowy rodziny. Jego żona, Anna, wyczekując pod salą operacyjną zaczyna wspominać początki ich znajomości, naznaczone konfliktami i przykrościami.
Poznajemy przyszłe małżeństwo jako młodych ludzi. Anna Whitfield — ambitna studentka medycyny marząca o karierze chirurga. Daniel MacGregor — mężczyzna, który ciężką pracą osiągnął sukces. Do szczęścia brakuje mu tylko miłości. Para bohaterów spotyka się przypadkiem, a MacGregor wie, że to właśnie panna Whitfield jest mu przeznaczona, choć sama zainteresowana nie chce o tym słyszeć. Z biegiem fabuły odkrywamy jak doszło do zmiany jej zdania. Wszakże Annę i Daniela już od początku serii możemy kojarzyć z udanego związku, zbudowanego na wzajemnym szacunku oraz zaufaniu.
Tak, ten tom jest bardzo ciepły, trochę bajkowy, jak wszystkie książki Nory Roberts. Fabuła nie zaskakuje, zwłaszcza w sytuacji, gdy doskonale znamy zakończenie. Jednak nadal czuć przyjemność z lektury, bo czasami dobrze jest przenieść się do literackiego świata, gdzie każdy kłopot zostaje rozwiązany, a miłość zwycięża nawet najgorsze przeszkody. Trochę zabrakło mi mocniejszego nakreślenia tła historycznego, przez co trudno się zorientować, w jakich latach płynie akcja — pięćdziesiątych? Sześćdziesiątych? Niemniej jednak, cieszy mnie, że mogliśmy bliżej spojrzeć na związek nestorów r...