To już trzecia powieść Anny Kucharskiej. Jest to I tom z serii Bieszczadzkiej, co było dla mnie dużą zachętą, bo miałam nadzieję, że akcja toczy się właśnie w tej przepięknej scenerii.
Beata Polska wyjechała z rodzinnej miejscowości, gdy wkraczała w dorosłość. Od kilkunastu lat satysfakcję daje jej praca w Stanach Zjednoczonych, a jej życie wydaje się stabilne i poukładane. Gdy przyjeżdża na pogrzeb ojca do Polski, okazuje się, że odziedziczyła pensjonat „Kwiaty Józefa”, o którym istnieniu nawet nie wiedziała. Wracają też wspomnienia z przeszłości oraz pojawia się mężczyzna, jej pierwsza miłość. Dziewczyna skrywa tajemnicę, która przez lata nie pozwalała cieszyć się jej życiem. Nikt nie rozumie, dlaczego wyjechała, gdy była młodą dziewczyną, dlaczego zostawiła swoją miłość? Co takiego się wydarzyło i przed czym musiała uciekać? Czy w małej miejscowości Wetlinie znajdzie swój dom, swoje miejsce na ziemi?
Główna bohaterka mówi o sobie, że jest „popaprana emocjonalnie”. Wydarzenia z przeszłości obecne są nadal w jej życiu, mimo że minęło wiele lat. Jako trzydziestopięcioletnia kobieta nadal nie radzi sobie z własnymi emocjami. Jedyną drogą, jaką zna, jest ucieczka od problemu. Dziewczyna wyjeżdża z rodzinnej miejscowości, skazując nie tylko siebie na cierpienie, ale i najbliższych. Jedno zdarzenia, jedna decyzja, a może zmienić życie wielu osób. Pogubiona bohaterka szuka miejsca na dom.
Autorka umiejscowiła akcję w przepięknej scenerii przyrody bieszczadzkiej. Życie Beaty toczy się w Nowym Jorku oraz w Polsce w Wetlinie. Pensjonat „Kwiaty Józefa” przepięknie opisany, dokładnie z ciekawymi detalami. Okolica zachęca do przyjazdu i miałam ochotę czytać tylko o wydarzeniach, które dzieją się w tej malowniczej miejscowości. Książka napisana lekko, bohaterowie naturalni. Irytował mnie mężczyzna bliski sercu Beaty, jest mało wyrazisty i brakuje mu pazura. Podobało mi się przedstawienie społeczności mieszkającej w tych okolicach.
Anna Kucharska poruszyła trudne tematy, a główną bohaterkę obdarzyła bogatym wachlarzem emocji. Strach, który towarzyszył jej przez całe życie, smutek, złe relacje z mężczyznami, próba zrozumienia samej siebie. Czytając, wzruszyłam się, smuciłam, denerwowałam i złościłam na Beatę. Gdy nosimy w sercu emocje, z którymi nie umiemy sobie poradzić, nie powinniśmy ich unikać, a poszukać pomocy.
Pokonywanie trudów, własnych lęków, walka z wewnętrznymi demonami przeszłości, tworzą bardzo ciekawą powieść. Umiejscowienie tej historii w pięknej scenerii jest jej wielkim atutem. Uczucie spokoju i rozmarzenia towarzyszyło mi przy czytaniu. Przeszłość ma znaczenie i nie da się przed nią uciec, trzeba się z nią zmierzyć i zaakceptować
„Dom Beaty”, to opowieść słodko-gorzka z zapachem gór, kalejdoskopem uczuć i widokami, które dadzą impuls do odwiedzin tego pięknego regionu. Jeżeli pojawi się kolejny tom z serii bieszczadzkiej, to z przyjemnością po niego sięgnę.
Więcej recenzji na blogu:
https://ksiazkanaprezent.blogspot.com/