Matylda właśnie wróciła do domu po zajęciach na Uniwerku. Gdy otwierała drzwi powitał ją jej koci przyjaciel, jedyny domownik poza nią. Najpierw połasił się do jej nóg, potem delikatnie zaczął mruczeć i potarł mokrym noskiem o policzek. To taki mały codzienny rytuał, a sprawiał jej wiele przyjemności, taka iskierka ciepła.
Dzień wydawać by się mogło taki sam, jak wszystkie inne. Od rana zajęcia, chwila przerwy i znów nauka. Dużo i mało jednocześnie. Ten wtorek był jednak trudny. Najpierw zaczęła od egzaminu, na który nie czuła się przygotowana. Miała wrażenie, że wszystkie zadania są przeciwko niej i nie była pewna swoich odpowiedzi. Poza tym, prawie by się na ten egzamin spóźniła, ponieważ jeden autobus nie przyjechał, a drugi się spóźnił. Początek dnia, więc nie sprzyjał. Później znalazł się niezbyt życzliwy kolega, który dokuczał Matyldzie przez kolejne zajęcia. Jego żarty bawiły wszystkich innych, ale nie ją. Dziewczyna miała ochotę zapaść się pod ziemię. Najbardziej zaś marzyła o tym, by pójść do domu i zaszyć się w ciszy wynajętego mieszkania. I przytulić się do swojego ukochanego kota Elona. Lubili takie wspólnie wieczory. Każdy po swojemu.
Właśnie teraz doczekała się tego, o czym tak bardzo marzyła. Czas dla samej siebie, cisza, brak zgiełku, hałasu i tłumów. Jej wewnętrzy introwertyk czekał cały dzień na tę chwilę. Usiadła więc z Elonem, w ulubionym kącie - przy ciepłym kaloryferze i tak wtuleni w siebie, patrzyli przez okno. Świat owijała już kołderka nocy, gdzieś tam pośród chmur majaczył księżyc. Jedynym źródłem światła były stare latarnie. Mimo tego oglądali, w tej ciszy można było zaobserwować piękne płatki śniegu, które nieśpiesznie spadały na ziemię. Każdy z nich inny, ale piękny. Ten harmonijny ruch śnieżynek, wprowadził jakąś otuchę w sercu Matyldy, a ona na chwilę zatrzymała się i czas na moment nie miał znaczenia. Z tego zaczarowania wybudził ją ruch Elona. Upomniał się o jedzenie, więc dziewczyna poszła razem z nim do kuchni. Sama też poczuła, że zgłodniała. Razem ze swoim towarzyszem siedziała teraz w kuchni, on pałaszował pyszną puszeczkę z łososiem, a ona przygotowywała swój ulubiony makaron z sosem z papryki.
Jakiś spokój pojawił się w jej głowie i sercu. Nawet nie zdawała sobie sprawy kiedy cichutko zaczęła nucić, to była jej ulubiona melodia z dzieciństwa, przy której zasypiała. Jej mama zawsze na dobranoc otulała ją kołdrą i te dźwięki zostały z nią do dziś. Myśli gdzieś krążyły i popatrzyła na ten dzień jeszcze raz. Jakiś przechodzień dał jej dziś tulipanka, pani w piekarni pochwaliła jej nową fryzurę, a pan sąsiad przytrzymał drzwi, gdy wracała do domu. To takie drobne gesty, a tak potrafiły podnieść na duchu. I jeszcze z poprzedniego egzaminu dostała piątkę. Smutne to, że złe doświadczenia mogą odebrać nam radość w taki sposób, że zapominamy o tych małych radościach – pomyślała.
Pochłonięta myślami, delikatnie się zarumieniła, przypomniała sobie, że jeden z chłopaków z roku się do niej uśmiechnął... Nie jakiś, ten jeden konkretny, który wpadł jej w oko. Jedyne, co o nim wiedziała, to to, że ma na imię Maciek. I lubi Tolkiena, czyta po raz kolejny Władcę pierścieni. Gdy mijali się na przerwach wymieniali między sobą uśmiechy, lub "cześć" słyszalne tylko dla nich dwoje. Kilka razy miała już zagadać, ale albo się spłoszyła, albo gdzieś znikał, lub Olek zaczynał jej dokuczać. W tych gestach bez słów dla niej było coś więcej, nadzieja, że to może być ktoś, kto coś zmieni w jej życiu.
Tekst jutro na blogu ;)