Nie wiem, co myśleć, bo ilość pozytywnych opinii dochodzących co mnie z rożnych stron, sugeruje, iż autor nie wypadł krowie spod ogona. Nawet moja książkowa piapsióła, z którą wymieniamy się tytułami i autorami... Nawet ona mi pana Rogozińskiego podsuwała, jako gwarantowany zapluwacz ekranu. Ok, w innej książce, ale jednak...
I tutaj, nakanapie.pl, pozytywne komentarze przeważają (wraz z Vemoną, której gust literacki jest mocno zbieżny z moim. Czyli - jeśli kilka osob nakanapie.pl jest w stanie cos przeczytać i jeszcze sie dobrze bawić, to ja też.)
A otóż nie.
Ja nie.
Nie dokończyłam ksiazki, bo zwyczajnie nie miałam ochoty. Gorzej: Nie miałam nic. Ani ochoty, ani jej braku. Normalnie, jak wspominana kilkukrotnie, nowelka z powieści Chmielewskiej...
Z braku innego slowa, akcja, maksymalnie rozwleczona. Fabuły (przynajmniej do 1/3 książki) nie ma, za to jest nieprawdopodobna ilość didaskaliów, wtrętów nie na temat, Nie chce być niegrzeczna, ale wydaje mi się, że autorowi nikt nie uświadomił, że retrospekcje mają urozmaicić treść, a nie stanowić główny jej trzon.
No i ta beznadziejnie nieżyciowa główna postać. Ilu, nawet poczytnych, autorów kryminałów czy tam romansów, ma swoją osobista asystentkę, która za nią oddycha, je i sika?? Może i mają, ale nie w polskich realiach...No i właśnie - polskie realia: Na Brodę Zeusa... czemu młode pokolenie autorów w piękną Grecję, której niczego nie brakuje, wrzuca polską obsadę? Z polskimi realiami z greck...