Moje kolejne spotkanie z autorem i kolejne zniechęcenie. Nie powiem, czytało się łatwo, szybko i sprawnie, ale czy podobało mi się? Skusiła mnie dobra opinia na portalu "Książka zamiast kwiatka", bo miałam sobie już autora darować, i chyba powinnam bardziej polegać na swoich odczuciach, niż na czyichś recenzjach.
Niby wszystko się zgadza, jest miasteczko o zabawnej nazwie Morderczo, jest zagmatwana akcja, są święta, mikołajów nawet w nadmiarze, ale... Jakoś mnie to nie rozbawiło. Poza tym, mam wrażenie, że nieco autor nie dopracował treści - problemem małżeńskim Marii i Krystiana była kwestia posiadania dzieci, ponoć musiałby się zdarzyć cud, żeby mogli - a w epilogu Maria jest w drugim trymestrze ciąży. Czyżby faktycznie jakiś anioł zwiastował?
Nie ogarniam dzieci, które są tak kiepskie leksykalnie - faktycznie ktoś jest w stanie uznać, że salami to kiełbasa z kupy?? Może jestem staroświecka i wychowana na literaturze, nie na grach w telefonie i dlatego nie mieści mi się to w głowie.
Wkurzają mnie infantylne przezwiska gangsterów, Tygrys Złocisty już się przewijał w pierwszych książkach autora, teraz dochodzi do tego jeszcze Gepard Grzywiasty - no nie kupuję tego ni cholery.
Najzabawniejszą akcją całej powieści było podjęcie przez Betty i Leokadię próby uświadomienia Krzysztofowi Darskiemu, że nic nie robi się samo i zmuszenie go, żeby przygotował świąteczny obiad. :)
Fakt, że nie byłam w stanie odgadnąć sprawcy, ale z drugiej strony, odebrałam rozwi...