No właśnie, co ja właściwie czytam? - Właściwie - wszystko :) Niekoniecznie od deski do deski, ale dużo, ciekawie i... często beznadziejnie.
Co oznacza owo "beznadziejnie"? Poczynając od beletrystyki historycznej, kryminałów i powieści kryminalnych, przez powieści i publikacje regionalne (wykształcenie się kłania :)) aż po książki wielce naukowe (uwielbiam i kocham reprinty - czyli książki wydane ponownie po latach wielu - czy są to Kryminały Starej Warszawy (wydawnictwo CM) czy Encyklopedia Glogera.
Najlepiej (od wielu lat) wchodzą mi książki papierowe. - jestem w stanie ocenić która lepsza, gorsza a która się nie nadaje. Książki w innych formatach wchodza mi slabiej, zatem w ebookach polykam romanse i powieści różne, acz ocena ich wychodzi mi równiez slabiej. Najgorzej wchodzą mi audiobooki. Ale to zapewne kwestia wieku :P
W tym pięknym zestawieniu trafiają się też romanse i (O zgrozo! :) Harlequiny. Bo lubię się pocieszać, bo czasem mam zły nastrój. A Harlequiny, choć są powszechnie utożsamiane ze szmirą, to po prostu wydawnictwo :) - które wydaje w większości romanse, ale niektóre są naprawdę zgrabne. Dość powiedzieć, że Tess Gerritsen - autorka kryminałów medyczno-sekcyjnych, swoje pierwsze książki wydala właśnie przez to wydawnictwo (z tym ze na rynek amerykański).
Jestem dumnym, acz "dziwnym" członkiem Klubu Recenzenta - bo z dostępnych książek wybieram tylko te, na które się "ślinię". Jeśli nie reaguję "chcę, pragnę.. - to oddaję głos innym recenzentom, a tych na kanapie mamy coraz więcej - co cieszy.
Nakanapie raczej bawię się w poprawę staroci - bardzo starych staroci. Bo lubię antyki i uwielbiam odkrywać nowe ksiażki - tu przykład Syn Królowej Tamar - Abaszydze (kronika Gruzji). I właśnie tu doceniam ebooki i audio, bo często po prostu ich nie mam w wersji papierowej.
Wyzwania interesują mnie o tyle, o ile jestem w stanie coś nowego odkryć. Wiem co czytałam, i wiem co mam - nie potrzebuję do tego systemu. Ale...Jeżeli komuś moje doświadczenie czytelnicze ma się przydac - to jestem za;) inna kwestia, ze dzięki kanapowym komentarzom, blogom itd - odkryłam kilk apublikacji. o których nie mialam pojecia.
Robiąc porządki na wirtualnych pólkach, niekiedy zmieniam opinię na recenzję. Ale tylko w przypadkach, kiedy dana książka nie ma recenzji, a wydaje się tego warta. Lub innych przypadkach. Bo jestem kobietą, a kobieta zmienną jest.
Rozszerzyłam swój profil na Wondera, bo to ona jest autorką dwóch recenzji (a ufam, że będzie ich więcej) książek, które jakoś nie chciały mnie za serce chwycić.
Zatem - niektóre książki się nam pokrywają (Szymiczkowa na przykład, czy Aida Amer), niektóre nie. Jeżeli książka "nie wchodzi" Kasi Ziellonej, to Kasia Ziellona podrzuca ksiażkę siostrze. I wówczas... albo jej wejdzie, albo rodzinnie wyrzucamy ją do kosza :)
Myślę sobie, że jest to w miarę sprawiedliwe w stosunku do autorów.
Chyba.