„Z małżeństwem jest jak z nową posadą;
Ile na początku wynegocjujesz, tyle masz.
Potem bardzo trudno zmienić warunki –
Zarówno pracy, jak i życia”.
Życie nie koncert życzeń, to też nie bajka. Przynajmniej nie dla wszystkich..
Ewa i Maciej są małżeństwem bardziej z rozsądku niż z wielkiej miłości. Po prostu, pewnego dnia postanowili celebrować życie razem z korzyścią dla siebie nawzajem, dla rodziny i dla świętego spokoju. Z biegiem lat okazało się jednak, że każde z nich miało inne oczekiwania wobec drugiej osoby. Ich podejście do życia ewaluowało, a drogi coraz bardziej zaczęły się rozmijać. Jak to mówią: „Bo to tanga trzeba dwojga..” – nie da się inaczej choćby nie wiem jak bardzo jedna ze stron chciała, i kochała..
Poznajemy tę historię o cieniach i blaskach małżeństwa z perspektywy Ewy, która szczerze jak na spowiedzi mówi o swoich uczuciach, marzeniach i niespełnionych nadziejach. O tym jak wyglądało jej małżeństwo, jak postrzegała człowieka z którym chciała spędzić życie i jaki się okazał być, gdy już spadły jej klapki zakochania z oczu. Kobieta otwarcie opowiada też o swoich słabościach, fascynacjach, słomianym zapale do zmian. Podkreśla, że życie nauczyło ją, by NIGDY nie mówić NIGDY i że tak zwana wina zawsze jest gdzieś pośrodku. Opowiada, ile czasu musiało upłynąć i ile rzeczy musiało się wydarzyć, by czara goryczy się przelała. By zrozumiała...