Zachęcona opinią blogerów, że drugi tom cyklu Cymanowski młyn jest lepszy od części pierwszej, sięgnęłam po "Cymanowski chłód". Miałam nadzieję na fabułę z grozą i atmosferą niepokoju. Czy otrzymałam to, na co liczyłam?
Akcja powieści rozgrywa się na malowniczych Kaszubach, które aktualnie wzięła w posiadanie zima. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Pensjonat Zawiślaka świetnie prosperuje, a sam właściciel przygotowuje się do ślubu ze swoją wybranką, Anną. Kiedy do pensjonatu przyjeżdżają goście, Zawiślak rozpoznaje Ilonę, córkę dawnych właścicieli ziemi, na której stoi hotelik. Kobieta postanawia zarezerwować pokój w Cymanowskim Młynie, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie jest tam mile widziana przez Zawiślaka. Przy okazji urlopu i odpoczynku, chciałaby rozwiązać zagadkę związaną z rodową, bardzo cenną biżuterią. Co wyniknie z jej starań? Czy Ilonie uda się zdobyć informacje dotyczące zaginięcia jej ojca na okolicznych bagnach? Co z tą sprawą ma wspólnego Adam Kostuch, pracownik Cymanowskiego młyna, którego Zawiślak traktuje jak syna? Kto jeszcze zniknie i dlaczego?
Nie jestem przekonana co do tego połączenia gatunkowego. Miała być fuzja powieści obyczajowej z powieścią grozy, a wyszło... nie do końca umiem określić co. Obyczaj, to pewne. Główne wątki są związane z codziennością bohaterów, czasami naznaczoną akcentami sensacyjnymi i kryminalnymi. Tu i ówdzie pojawia się trup, ewentualnie kilka. Do tego kociołka autorzy dorzucili jeszcze ...