Kobieta z problemami życiowymi, spadek, domek na wsi, przeprowadzka i nowe życie. Motyw stary jak świat. Wiadomo, koła na nowo nie odkryjemy, więc kompletnie mi to nie przeszkadzało, tym bardziej, że oowieść obfituje w to, co najbardziej lubię w ksiażkach, czyli emocje. Całe mnóstwo. Skrajnie różnych. Jest radość, miłość, troska, bezinteresowność i nadzieja na lepsze. Ale i smutek, złość, zazdrość, przerażenie i tęsknota.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to przepiękna historia o miłości, z wieloma tajemnicami i odrobiną magii. Chwyta za serce, porusza i skłania do refleksji. Udowadnia, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a każdy z nas ma na świecie jakieś "zadanie". W tej książce nawet najmniejszy przedmiot ma duszę. Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Czyta się trochę jak baśnie z 1001 nocy z tym, że tu rolę pięknej Szeherezady gra pan Andrzej, który stopniowo odkrywa przed Zofią i Szymonem kolejne tajemnice sprzed lat.
Małgorzata Witkiewicz to autorka, po której książki sięgam w ciemno, bo wiem, że to będzie przyjemnie spędzony czas. Lekki język, plastyczne opisy, niewymuszone dialogi i nutka dobrego humoru. Bohaterowie, których od razu wiem, czy lubię czy nie (choc zdarzają się irytujące zachowania zarówno u jednych jak i drugich). Książka to wznowienie i cieszę się, że ponownie pojawiła się na rynku wydawniczym, bo wcześniej ten tytuł jakimś cudem mi umknął. Cudowna, nastrojowa i nieodkładalna.