Zazdrość jest niczym sącząca się trucizna, tym bardziej jeśli bezkarnie można ją latami pielęgnować, w połączeniu z poczuciem władzy i siły, potęguje się i potężnie eksploduje. Chorobliwa zazdrość łatwo przeradza się w zawiść, złość, wrogość czy agresję.
Człowiekowi z reguły trudno przyznać, że ma problem z obsesyjną zazdrością, która tak naprawdę ma nad nim wielką władzę. Nie ma nic groźniejszego niż nierozpoznawalne, nieuznawane emocje.
W czterech ścianach więzną krzyki ofiar, kaci przez lata pozostają bezkarni, a świadkowie odwracają wzrok. Są nawet o tacy, którzy wciąż doszukują się winy w ofierze. "Imię śmierci" Hanny Greń to wstrząsająca historia o ludziach tkwiących w toksycznych, niebezpiecznych relacjach i przemocy, która zatacza coraz szersze kręgi.
"Imię śmierci" jest drugą częścią Bielskiej serii, a ja - jako rodowita bielszczanka - jestem niezmiernie zadowolona, że moje miasto pojawia się na kartach tej powieści, która poza nutką PRL-owskich wspomnień, dotyka niezmiernie ważnych problemów społecznych. A te miały się nad wyraz dobrze w latach 80.,i niestety - wciąż mają się świetnie.
Jeśli znacie już pióro pani Greń to nie muszę Wam udowadniać, że Autorka doskonale odnajduje się w kryminałach, czego najnowszy tytuł jest kolejnym przykładem.
Obok wątku przemocy domowej, oś powieści skupia się na dochodzeniu w sprawie seryjnych morde...