Nic tak nie przytłumi tęsknoty za ukochanym miastem, niż lektura książki, której akcja właśnie w nim się toczy! Pani Greń sprawiła mi swoją nową powieścią "Sam w dolinie" radość i osłodziła powrót do domu po świętach.
Pozycja ta jest już trzecią częścią cyklu "Śmiertelne wyliczanki" ale ja spotykam się z nim po raz pierwszy.
Spieszę Was uspokoić, książka ma zdecydowanie więcej walorów niż rozkoszowanie się pobytem w Bielsku, choć dla mnie miało to niewątpliwy urok, tym bardziej, że w trakcie akcji dwukrotnie pojawia się moje osiedle 😊 Jestem jednak przekonana, że historia ta spodoba się również osobom, które nie znają miasteczka będącego perłą Podbeskidzia- pod warunkiem, że lubią one takie lżejsze, mało brutalne kryminały, w których akcja toczy się swoim, niezbyt rwącym, tempem.
W Komorowicach znaleziono zwłoki Szymona Klisia, żyjącego samotnie rolnika, o którego bujnym życiu erotycznym krąży w okolicy wiele plotek. Czyżby otrucie mężczyzny miało okazać się zemstą odrzuconej kochanki? Podkomisarz Konstanty Nakański rozpoczyna śledztwo ale wkrótce ginie jedna z byłych partnerek Klisia będąca jednocześnie główną podejrzaną. Kolejne tropy wiodą donikąd, a zeznania świadków nie wnoszą do sprawy zbyt wiele. Nie brakuje natomiast celowych przemilczeń, ukrywanych prawd oraz plotek, które w pewnym momencie stają się siłą napędową działań.
Jak łatwo dajemy zmanipulować się "wi...