Każdy kto zna twórczość Hanny Greń to wie, że ona pisze bardzo dobre powieści sensacyjno-kryminalne. Tak samo było z „Mam chusteczkę haftowaną”. Od pierwszej strony przeżyłam wielki szok. To co tam się działo zmroziło moją krew. I do tej pory jestem w szoku.
1996 r. mała 6 letnia dziewczynka musi sobie radzić sama. Jej mama wychodzi do pracy i wcale o nią nie dba. Ostrzega córkę, żeby siedziała w domu cichutko i z niego nie wychodziła. Straszy ją, że jak to zrobi to zabiorą ją do domu dziecka, gdzie się będą nad nią znęcać. Dziewczynka jest przerażona, ale daje rade. Pewnego razu matka wychodzi i już nie wraca… Co się stało z małą dziewczynką?
Eliza Rogowska straciła tatę i mamę. Po ich śmierci poznała wiele ich sekretów. Przez całe życie ją oszukiwali. Czy jej przyszły narzeczony jest z nią całkowicie szczery? Czy także ją oszukuje? Dlaczego wszyscy mają przed nią jakieś sekrety?
Ginie młody mężczyzna. Na miejscu zbrodni odnaleziono chusteczkę haftowaną. Sprawę prowadzi Aspirant Konstanty Nakański.
Czy drogi naszej bohaterki i aspiranta się skrzyżują? Co tak naprawdę działo się w jej przeszłości? Bardzo mroczny kryminał z rewelacyjnymi wątkami obyczajowymi. Nie miałam czasu na nudę. Akcja posuwa się do przodu w odpowiednim tempie. Poznając zakończenie będziecie w szoku. Jak mogło dojść do czegoś takiego?
Uwielbiam pióro Hanny Greń. Wiem, że biorąc do ręki jej powieści zawsze dostane niesamowite dzieło, po którym już nic ...