Mam na imię ISIA i jestem książkowym zakupoholikiem...
Co prawda zaleczonym, zazwyczaj ;)
Mam wydeptane ścieżki do biblioteki, a nawet wielu bibliotek :) korzystam z bookcrossingu i pożyczam od znajomych, dostaję w prezencie oraz wrzucam na listy "Do przeczytania" (to prawie tak, jakby się kliknęło "Kupuję", podobna przyjemność) i te wszystkie zastępcze metody działają przez większość roku.
Po czym mam urodziny, akurat na Black Friday, wszędzie promocje i wyprzedaże, gdzie się nie ruszyć reklamy prezentów gwiazdkowych albo zestawienia książek "najlepszych pod choinkę", na dworze zimno i chlapa, aż się nie chce wychodzić, trzeba się jakoś pocieszyć, atmosfera wokół sprzyja świątecznemu szaleństwu i kończy się to tak...
Jest tego tyle, że mogłabym sobie zrobić kalendarz adwentowy, po jednej książce na każdy dzień grudnia, aż do świąt, he he ;)
I gdyby tylko można było jeszcze dokupić więcej czasu na czytanie...
A wy jak sobie radzicie w przedświątecznej gorączce? Kupujecie książki na prezenty? Albo może dla siebie do czytania pod choinką? :)
PS. Podobno dzisiaj Dzień Księgarza :) No to dołożyłam swoją cegiełkę ;)
Byliście chętni na moje polecanki filmowe, więc zacznę od filmu, którego... nie polecam ;P
He he, ta przekorność mnie kiedyś zabije ;)
Ale wytrzymajcie jeszcze chwilę, bo ma to sens. Jeśli bowiem na podstawie sympatycznej książki powstaje słaby film, to też warto o tym wiedzieć, prawda? :)
A tak właśnie się zdarzyło z tomem uroczych opowiadań świątecznych "W śnieżną noc".
Troje bestsellerowych autorów popełniło świąteczną książeczkę dla młodzieży, którą z dużą przyjemnością przeczytałam w zeszłym roku. Oczywiście wiadomo, że nie jest to jakaś wybitna literatura, ale ma wszystko, czego oczekuje się od lekkiej gwiazdkowej lektury, takiej co robi uśmiech na twarzy i ciepełko w serduszku* :) (*zdrobnienia zamierzone).
I tutaj mamy komplet - nastoletni bohaterowie, pierwsze miłości, dużo śniegu, trochę dramy, a na końcu wszystko dobrze się kończy, bo taka to jest konwencja i na to z zapartym tchem czekamy.
Każda część opowiada historię miłosną pary bohaterów, tak że mamy okazję ich bliżej poznać. A w następnej opowieści stają się oni postaciami drugoplanowymi, biorącymi udział w wydarzeniach, ale gdzieś na marginesie, bo na plan pierwszy wysuwają się przeżycia kolejnej pary. Ten zabieg jest poprowadzony zgrabnie i bez zgrzytów, tak że całe to zapętlenie wychodzi bardzo naturalnie i pomimo zmiany perspektywy czyta się z łatwością.
W tego typu historiach fabularnie się już nic nowego nie wymyśli, wszystko to już było, dziesiątki razy napisane, a więc dlaczego ciągle domagamy się kolejnej wersji baśni o Kopciuszku i siedmiu Królewiczach? ;) No właśnie dlatego, żeby zanurzyć się w klimat, chłonąć atmosferę, styl autora, jakiś świeży pomysł na bohatera...
I to jest ten moment, w którym książka sobie świetnie poradziła, a film już nie bardzo. Tekst ma w sobie jakiś taki slapstickowy urok, nutkę absurdu i niespodzianki, który mnie zdecydowanie przypadł do gustu. Historia wioski elfów, przez którą rodzice jednej z bohaterek wylądowali w więzieniu; poszukiwanie dostarczonego do niewłaściwej osoby prosiaczka; szalona pani sąsiadka w aluminiowej czapeczce... To wszystko robi robotę i sprzedaje mi tę historię. Mogę się zaangażować emocjonalnie, ciutkę wzruszyć i dobrze poczuć. Super :)
Twórcy filmu mają oczywiście prawo do swojej interpretacji i zdaję sobie sprawę z tego, że film to zupełnie inne medium niż książka, ale te wszystkie elementy, którymi książka wyróżniała się na tle dziesiątków innych, sobie podobnych produkcji po prostu... zniknęły. Wioska elfów to dwie sceny, które nie mają związku z resztą fabuły, bo związek ten został wygumkowany. Prosiaczek jest sobie w sklepie, zostaje kupiony i dostarczony do rąk zachwyconej dziewczyny, end of story. Aluminiowa dama co prawda została, w tej roli cudowna Joan Cusack, i w zasadzie dla scen z nią warto obejrzeć tę ekranizację, ale stała się jedyną sensowną i zdrową na umyśle postacią ;)
Za to elementy, które przez scenarzystów (bądź decydentów Netfixa) zostały dodane, sprawiają, że pozycja przechodzi z kategorii "lekka świąteczna zabawa" do "ciężkie psychodramy". Może to mój nadmiar empatii, ale nie potrafię się zrelaksować i przejść do porządku dziennego nad przemocą rówieśniczą, śmiertelnie chorą matką, zinternalizowaną homofobią czy tematem wykorzystywania młodych artystów przez przemysł rozrywkowy. No jakoś tak mi nie idzie, całkiem wytrąca z nastroju ;) Nie muszę chyba dodawać, że tych wątków w ogóle nie było w materiale źródłowym.
Ponadto wprowadzone zmiany sprawiają, że znika gdzieś cały świąteczny klimat i gdyby tę historię i jej bohaterów przenieść jeden do jednego na pustkowia Arizony w środku lata, to miałaby tyle samo sensu. Są gdzieś tam w tle ubrane choinki, zaspy śniegu i jasełka, ale to tylko dekoracje. Równie dobrze mogłyby być kaktusy, wydmy i wioska country, a bohaterowie, zamiast pociągiem, mogli jechać dyliżansem, wyszłoby na to samo ;)
Tak że podsumowywując - książka jak najbardziej tak, film dla chętnych.
I teraz poproszę o wasze polecanki ulubionych książek i filmów w świątecznym klimacie* :)
*bez Kevina, oczywiście ;)
Życie miewa czasami przedziwne poczucie humoru... ;)
Wczoraj były moje urodziny i z tej okazji zaplanowałam sobie dzień pełen przyjemności i miłych niespodzianek, bo czemuż by nie :)
Między innymi, wracając z wycieczki do miasta, odwiedziłam moją ulubioną osiedlową bibliotekę, bo słyszałam, że przyszła świeżutka paczka nabytków książkowych, więc to co tygryski lubią najbardziej. A w takim dniu, to już w ogóle.
Ponieważ dawno mnie tam nie było, to na mój widok panie bibliotekarki się bardzo ucieszyły, złożyły najlepsze życzenia i nagle jedna z nich zakrzyknęła radosnym głosem: "Pani Isiu! Mamy dla pani to, na co pani tak długo czekała!". Podbiegła do półki z nowościami i wręczyła mi to...
...
Tak że tak. To już ten moment. Nareszcie się doczekałam... ;)
Wakacyjny dołek czytelniczy przeciągnął się w tym roku aż do połowy listopada... eeeech! życie...
Inne ważne obowiązki plus długo się utrzymująca ładna pogoda sprawiły, że moje czytelnicze wyniki zjechały z niemal jednej książki dziennie od początku roku do jednej książki tygodniowo w sierpniu i wrześniu. I to też nie tak, że zaraz jakiś "Ulisses" czy wszystkie siedem tomów "W poszukiwaniu straconego czasu" liczone jako jeden ;)
Obejrzałam przez ten czas kilka niezłych filmów i parę ciekawych seriali, zaliczyłam przyjemne wyjazdy (chociaż raczej bliższe niż dalsze), ale z książkami jakoś było mi nie po drodze :/ Zaczęłam mieć ponownie chętkę na czytanie dopiero niedawno, i jako że w poprzednim tygodniu dorobek listy "Przeczytanych" przekroczył magiczną liczbę 4, uznałam, że znowu będzie o czym pisać... Kanapa, kocyk, książka, alleluja i do przodu! :)
Tak że witajcie po wakacyjnej przerwie :)))
Pocieszam się, że to jeszcze nie Verne'owskie "dwa lata wakacji" ;)
i zabieram się do spisywania wrażeń z moich na razie nielicznych, niemniej ciekawych lektur :)
Ale może o serialach też byście chcieli poczytać? :)
Z czytaniem książek nadal u mnie słabo, więc i podsumowanie z poślizgiem, bo trudno mi się zmobilizować... Ale powiedzmy, że #wakacje 😁
W czerwcu przeczytałam 9 książek, wszystkie po polsku, razem 1984 strony (fajna liczba swoją drogą, taka literacka), w tym:
- 7 papierowych i 2 audiobooki;
- 7 z biblioteki i 2 z Legimi (chociaż abonament Legimi też mam z biblioteki, więc w sumie wszystkie "wypożyczone");
- 2 komiksy, 2 dla dzieci, 2 obyczajowe, 2 reportaże i 1 książkę popularnonaukową.
Do przeczytanych książek napisałam 2 opinie, z moich osobistych wyzwań posunęłam do przodu francuskie (+1) i noblowskie (+1) oraz pierwszy raz przegapiłam wyzwanie z Lubimy Czytać 😒
Za to za poprzednie, majowe, dostałam wyróżnienie od redakcji, a miła pani z serwisu przychyliła się do mojej prośby o przesłanie tym razem czegoś poważniejszego, dzięki czemu, zamiast kolejnego romansu, dostałam autobiografię Marii Skłodowskiej- Curie "O swoim życiu i pracach" . Plus jeden do wyzwania noblowskiego, yupi! 😋
A tym razem najlepsze książki miesiąca były aż dwie 😄
Znowu pięknie ilustrowana książka dla dzieci, biografia Wangari Maathai, nigeryjskiej działaczki proekologicznej.
oraz w żartobliwym tonie opisane zestawienie największych porażek w historii ludzkości.
Autor przywołuje bitwy, w których żołnierze przegrali sami ze sobą, bo wszyscy zginęli, chociaż przeciwnik się nawet nie pojawił; historie władców bardziej zainteresowanych swoimi osobliwymi hobby niż rządzeniem krajem; wynalazki, które rozwiązując jeden problem, generowały tysiąc razy większy; itd, itp. Bardzo pouczające i dające naszemu gatunkowemu samozachwytowi dużego prztyczka w nos 🤡
Natomiast w lipcu na razie mam zaliczone dwie książki i na wiele więcej się nie zanosi.
A u was jak z wakacyjnym czytaniem? 😅
U mnie nadal czytelnicza blokada 😒
I chociaż w wakacje zazwyczaj czytam mniej, to w tym roku wygląda na to, że "wakacje" zaczęły się wyjątkowo wcześnie 😎
Ale próbuję walczyć z tym kryzysem. Ratuję się trochę audiobookami, bo wtedy książka "sama się" czyta, choćby przy sprzątaniu.
A najnowszy pomysł to oddanie do biblioteki wszystkich mądrych książek i wypożyczenie tylko lekkich czytadeł, do tego poleconych przez niezawodne panie bibliotekarki (w liczbie trzech) i zaprzyjaźnione czytelniczki, które się napatoczyły przy okazji 😃
To moje zdobycze z tego tygodnia.
Coś z tego znacie, czytacie, polecacie na początek? 🤔
Co prawda jeszcze nie koniec dnia, ale ze względu na obecny syndrom tu się już nic więcej nie wydarzy, więc chociaż taki z tego pożytek, że mogę podsumować wcześniej 🙃
Przeczytane w maju 9 książek, 2920 stron, wszystkie po polsku, w tym:
- 8 papierowych i 1 audiobook;
- 8 wypożyczonych z biblioteki i 1 kupiona na prezent;
- 2 komiksy, 2 dla dzieci, 1 fantastyka z nurtu cyberpunk, 1 beletrystyka, 1 podróżnicza, 1 z historii sztuki i 1 album fotograficzny.
Do 4 książek napisałam opinie (przy okazji zauważyłam, że łatwiej mi pisać te negatywne, chyba dlatego, że po odłożeniu książki złość mnie sama niesie 🤪), a z moich czytelniczych wyzwań posunęłam do przodu tylko skandynawskie (+1) i rzutem na taśmę zdążyłam zgłosić opinię o dzisiaj przeczytanej książce do majowego wyzwania LC (+1). Taki zastój. Miejmy nadzieję, że tylko chwilowy 😀
Najlepszą książką maja była zaś wśród moich lektur Młodość.
Przepięknie zilustrowany przez Lisę Aisato zbiór wypowiedzi norweskich nastolatków.
Czytałam egzemplarz biblioteczny, ale się zastanawiam czy by nie kupić własnego, bo oglądanie tych ilustracji to czysta przyjemność 😍
Czyż nie urocze? 🤩
Latem czytam mniej, wakacyjne wyjazdy, pogoda sprzyjająca spacerom, więcej atrakcji na mieście, wiadomo, ale w tym roku ten czytelniczy kryzys przyszedł szybciej i jest bardziej intensywny niż zwykle. Może to przez te temperatury sięgające już 30 stopni Celsjusza? 😎
Maj się zbliża ku końcowi, a ja mam przeczytane zaledwie 8 książek (przy dotychczasowej miesięcznej normie 26). Przy czym nawet nie była to beletrystyka a.k.a prawdziwe książki — same komiksy, bajki dla dzieci albo albumy z obrazkami, poza jedną pozycją cyberpunkowego science fiction, czyli zasadniczo też bajką, tylko dla dorosłych. Powiedziałabym, że mało ambitnie 🤓
Ale jak mam teraz chwilę czasu i przychodzi mi do głowy: "A może by tak książkę poczytać?", to pojawia się od razu takie wewnętrzne: "Błeeee... książkeeee... nieeee...". Chyba mi się zwoje przegrzały od upału 🤯
Czasem się na taki stan mówi blokada czytelnicza, na wzór blokady pisarskiej, ale ja to wolę sobie nazywać "syndromem przeksiążkowania", takie zaburzenie w spektrum książkoholizmu. A w tym roku dopadła mnie widocznie jakaś wybitnie złośliwa odmiana... 🤪
Miewacie tak czasem? Macie na to jakiś sposób?
Pomocy! 🙃
PS. Wczoraj zaczęłam oglądać serial "Outlander", 7 sezonów, 101 odcinków, na jakiś czas wystarczy, ale co potem??? 😅
Jakby ktoś przegapił, to przypominam, że Dzień Matki już w najbliższą niedzielę 😀
Moja mama nigdy nie była zagorzałą czytelniczką, ale mając na co dzień do czynienia z kimś takim jak ja, nie można tak całkiem pozostać obojętnym na drukowane słowa (kropla drąży skałę), więc z czasem się przekonała i teraz już czyta dla własnej przyjemności. Może w ogóle trzeba zainicjować taki program "Cała Polska czyta rodzicom"? 😎
W tym roku wybrałam dla niej piękny duży album ze zdjęciami życia codziennego z lat 1950- 1980 zatytułowany Dzieci w PRL-u. Akurat te ramy czasowe mieszczą i dzieciństwo moje, i mojej mamy, więc pasuje podwójnie, na Dzień Dziecka też 🤡
Jest trochę tekstu autorstwa Filipa Łobodzińskiego, ale głównie zamieszczone są całostronicowe reprodukcje fotografii Wiesława Mariusza Zielińskiego, które mają wartość historyczną, ale też bardzo wysoką artystyczną, ogląda się je z nutką nostalgii, jak również z prawdziwą przyjemnością 😍
Saturator, trzepak, gra w gumę, te sprawy...
Pooglądamy z mamą razem, a na obiad będą knedle z truskawkami i młodą kapustą 🥰
A wasze mamy lubią/lubiły książki? 📚
Kupujecie im je na prezent? 🌺
W charakterze zakładki do właśnie czytanej książki używam wszystkiego — ołówka, biletu, żółtej karteczki samoprzylepnej, chusteczki do nosa (czystej!), łyżeczki do kawy, wszystkiego, co mi w rękę wpadnie.
Zakładek do książek najrzadziej... 🙃
Ale na ostatnich warsztatach z kolażu padł temat "Książka twoim przyjacielem" i jakoś tak mi wyszło niechcący, że zrobiłam takie trzy zakładki z motywami książkowymi 📚
Może nawet ich kiedyś użyję, jeśli akurat będą pod ręką? 🤪
[Książki do czytania. Bo bezpieczniej mieć dwa domy niż jeden]
[Omam - wielbłąd na latającym dywanie wychodzi z półki z książkami]
[Książki wszystkich krajów, łączcie się!]
Dwie ostatnie zakładki są zrobione na bazie upcyklingowych kopert, więc mają nawet kieszonkę, do której można coś włożyć. Na przykład karteczki do notatek albo znaczniki do cytatów.
Albo łyżeczkę do herbaty... 😆
Jak co roku o tej porze...
Kochani, trzymajcie się tam! ❤️
Powodzenia i koniczynka na szczęście 🍀🍀🍀
Pogoda zupełnie nie dopisała czytelniczo 😜
Pięć wolnych dni Majówki i przesłuchane raptem parę rozdziałów audiobooka...
A u was jak? 😀
Tak długo się zbierałam do czytelniczego podsumowania pierwszego kwartału 2024,
że się zrobił 30 kwietnia #mistrzyni_prokrastynacji 😝
Ale, jak to się mówi, szczęśliwi czasu nie liczą,
zamiast tego policzmy więc książki od 1 stycznia do końca kwietnia 😁
Przeczytanych zaliczyłam na razie w tym roku 105 sztuk, które razem dały 27072 strony.
Co średnio statystycznie daje 26 i ćwierć książki na miesiąc
oraz informuje, że jedna książka miała przeciętnie 258 stron.
Ale oczywiście to nieprawda #statystyka_kłamie,
bo najkrótsza z książek miała stroniczek 14 (za to czytaliśmy ją 3 razy),
a najgrubsza 763 (i do dzisiaj nie mogę się po niej otrząsnąć) 😉
A reszta wpadła gdzieś tam pomiędzy...
Wniosek z przeglądania listy przeczytanych mam taki, że jak chcę wyciągać z niej na przyszłość jakieś statystyki, to muszę się bardziej przykładać do opisywania książek zaraz po przeczytaniu 😜 i po tym zastrzeżeniu co do rzetelności podawanych poniżej danych, miłośników bardziej szczegółowych ciekawostek zapraszam na dalszy spacer wzdłuż regału...
FORMA KSIĄŻKI
Papier - 61, w tym 57 z biblioteki, 2 pożyczone od znajomych i 2 moje własne (chciałabym czytać więcej własnych, ale coś mi tu chyba nie pykło...)
Audiobook - 4
E-book - 40 (zaskoczyło mnie, że aż tak dużo, bo deklaruję, że nie lubię e-booków. Wygląda na to, że już lubię? Albo ci z Legimi coś mi dosypują do kawy)
JĘZYK
Polski - 99
Angielski - 6, w tym 3 biznesowe; 1 romans; 1 komiks (który czytałam w zeszłym roku w polskim tłumaczeniu i przy powtórce chciałam sobie porównać wersje); 1 dla dzieci.
WYBRANE GATUNKI
Dziecięce i młodzieżowe - 23, w tym 7 komiksów
Fantastyka - 10
Romans - 9
Kryminał - 7
Bliżej niezidentyfikowane obiekty literackie - 56 (mogłabym się bardziej przykładać do przypisywania książek do odpowiednich kategorii, no naprawdę)
WYZWANIA (z portali czytelniczych i moje własne)
Nakanapowe wyzwanie 20 dziwnych książek - 16/20 (więcej szczegółów tutaj)
Comiesięczne wyzwania Lubimy Czytać - 3/4 (czwartą książkę też mam przeczytaną, a opinia się napisze do końca dnia, a przynajmniej taki jest plan)
Książki francuskie i o Francji - 7/4
Książki skandynawskie - 9/4
Książki ukraińskie - 5/4
Książki o pisaniu i pisarzach - 7/4
Książki laureatek nagrody Nobla - 3/4 (czwartej przeczytałam pół i na pewno nie skończę dzisiaj, więc to jedno będzie niezaliczone)
Półeczka wstydu - 4/4
OCENY
10 = 2 (akurat obie to genialne książeczki dla dzieci, które chciałabym mieć w domu, żeby się czasem ponapawać)
9 = 7
8 = 30 (za obfitość książek ocenionych dobrze, bardzo dobrze i wyśmienicie odpowiedzialność ponoszą pospołu NK i LC)
7 = 26
6 = 20
5 = 6
4 = 6
3 = 6
2 = 2
1 = 0
Na liście CHCĘ PRZECZYTAĆ mam w tej chwili jeszcze 4917 książek, ale raczej nie zdążę ich przeczytać do końca roku...
Chociaż z całych sił będę się starać 😎
Co można zrobić, żeby uczcić Światowy Dzień Książki?
Poniżej parę propozycji:
Można też odwiedzić bibliotekę i złożyć życzenia wszystkim książkom,
co właśnie zamierzam zrobić w trakcie poobiedniego spaceru.
A jak wy planujecie uczcić to święto? :)
[Wyzwanie "Przeczytam 20 dziwnych książek w 2024"]
Na prośbę @Kate77 mała lista fajnych książek z wątkami średniowiecznymi, wybrane z różnych gatunków literackich, więc dla każdego coś miłego :)
Connie Willis "Księga Sądu Ostatecznego" - studentka historii z XXI wieku udaje się w celu przeprowadzenia badań naukowych do XIV-wiecznej Anglii i w wyniku błędu w maszynie czasu jest zmuszona zostać tam na dłużej.
Guy Gavriel Kay, cykl "Sarantyńska mozaika" - przygodowo-romantyczna fabuła w realiach Bizancjum.
Marion Zimmer Bradley, cykl "Avalon" - retelling mitu arturiańskiego z punktu widzenia kobiet.
Mark Twain "Jankes na dworze Króla Artura" - tytuł mówi sam za siebie.
Sei Shonagon "Zapiski spod wezgłowia" (The Pillow Book) - życie japońskiego dworu cesarskiego w X wieku.
"Alchemia miłości" - wiersze Rumiego i innych poetów sufickich od XI wieku.
Listy Abelarda i Heloizy - miłość księdza i zakonnicy w XII wieku (ups!)
Paweł Jasienica "Polska Piastów" - popularnonaukowe, poczet polskich królów, czyta się jak powieść.
Iwona Kienzler "Kochanki, księżne, królowe. Kobiety, które dały początek Polsce" - ujęcie lżejsze, nieco plotkarskie.
Rosalie Gilbert "Tajemne życie seksualne kobiet w średniowieczu" - ujęcie cielesności lżejsze, bardziej anegdotyczno-humorystyczne.
Jacque Le Goff "Historia ciała w średniowieczu" - ujęcie cielesności bardziej naukowe.
Johan Huizinga "Jesień średniowiecza" - klasyczna pozycja o przemianach mentalności u schyłku wieków średnich, czyli skąd się wziął renesans.
Maja Iwaszkiewicz "Świnia na Sądzie Ostatecznym" - popularnonaukowe, o stosunku do zwierząt w średniowieczu.
Juliette Benzoni "Katarzyna" - Francja, XV wiek, piękność w opałach i tak przez 7 tomów książek (i fajny francuski serial)
(oraz cała masa innych tytułów, ale za jakość tamtych nie odpowiadam)
Guy Gavriel Kay "Lwy Al-Rassanu" - imperium muzułmańskie w XI wieku, wojna, polityka, miłość.
Elif Shafak "Czterdzieści zasad miłości" (i potem wszystkie wiersze Rumiego jeszcze raz ;) ) - współczesna kobieta podąża za życiem i twórczością poety Rumiego.
Elzbieta Cherezińska "Harda", "Królowa" - dwutomowa fabularyzowana biografia córki Mieszka I, siostry Bolesława Chrobrego. Jak to się stało, że to "gorsze dziecko" polskiego księcia (wiadomo, czego się spodziewać po dziewczynce), zostało królową czterech krajów? Po tysiącu lat trudno powiedzieć, ale autorka bardzo zgrabnie powiązała zachowane do naszych czasów dokumenty w epicką całość.
Elzbieta Cherezińska, "Gra w kości" - fabularyzowana historia zjazdu gnieźnieńskiego, Otton III i Bolo, braciak królowej, też mieli ciekawe życie w międzyczasie.
Elzbieta Cherezińska, cykl "Odrodzone Królestwo" - fabularyzowana historia zjednoczenia Polski po rozbiciu dzielnicowym pod przewodem tego kurdupla, kujawskiego księcia Władysława Łokietka. Od czasu lektury tych książek team Władek for life.
Elzbieta Cherezińska, cykl "Północna droga" - Norwegia, X wiek, Wikingowie. Każdy tom to opowieść o tych samych wydarzeniach z perspektywy innej postaci, wojna, magia, miłość.
A ponieważ znakomitą większość powyższych tytułów już mam na liście przeczytanych, to w mojej własnej średniowiecznej poczekalni są jeszcze:
Katherine J. Chen "Joanna D'Arc" - Francja, XV wiek, fabularyzowana biografia Dziewicy Orleańskiej, bojowniczki w wojnie Francji z Anglią. Czy była transseksualna? Czy była lesbijką? Czy była opętana przez diabła? Czy była mistyczką? Czy była heretyczką? Czy była niewinną ofiarą rozgrywek politycznych? Na pewno spłonęła na stosie za noszenie męskiej odzieży, a potem została katolicką świętą. I na pewno odcisnęła ogromne piętno na historii Francji i jej mitologii narodowej. Te wszystkie późniejsze "Marianny wiodące lud na barykady" miały swój początek właśnie w postaci Joanny.
Dorota Pająk-Duda "Matka Jagiellonów" - Polska, połowa XV wieku, fabularyzowana biografia Elżbiety Rakuszanki, księżniczki z domu Habsburgów. Będąc dziewczęciem wybitnie nienachalnej urody, do tego stopnia, że jak głosi fama, przyrzeczony jej kawaler, polski król Kazimierz Jagiellończyk, na jej widok odwrócił się na pięcie i zwiał (współczesne nam badania wykazały, że najprawdopodobniej chorowała na gruźlicę kości, która zdeformowała jej kręgosłup i kości czaszki), była przy tym również niezwykle mądra, politycznie ogarnięta i przesympatyczna, więc jak już w końcu znalazła się z owym mężem w łożnicy, to spłodzili razem trzynaścioro dzieci, przeżyli w szczęściu niemal 40 lat, mąż zawsze pytał ją o radę i nigdy, nawet gdy żona była w ciąży czy połogu, nie wziął sobie kochanki (jak na tamte czasy ewenement godny wzmianki w dokumentach z epoki). Została nazwana później Matką Królów, gdyż spośród jej dzieci: 4 synów zostało królami, 1 prymasem, 1 nawet świętym, a córki zaludniły swoim potomstwem dwory całej Europy, tak że w późniejszych wiekach niemal każdy z europejskich władców miał Elżbietę w swoim drzewie genealogicznym. Była również pra-pra(dużo-pra... )babcią królowej Elżbiety II Windsor oraz obecnego króla Karola III (tylko o jedno pra- więcej).