Wczoraj byłam w kinie. Ostatnio bywam rzadko. Skusił mnie " Bękart". To znaczy nie wiem czy skusił, czy może najzwyczajniej miałam ochotę na jakąś inną produkcję niż made in USA. Poza tym do Danii mam sentyment - Jutlandia i wakacje spędzane nad Morzem Północnym, ach...
W filmie podobało mi się wszystko, dosłownie. Fabuła - niby nic odkrywczego, bo to, że ludzie, to najgorszy gatunek na naszej planecie, to żadna tajemnica , ale tu akurat jest o tych nielicznych wyjątkach - tak pięknie i nienachalnie porusza tyle tematów : dążenie do celu wbrew przeciwnościom, niesprawiedliwość, podłość, okrucieństwo, wykluczenie, miłość (w jej wielu wymiarach), powinność, zemstę, życiowe dylematy, przewartościowanie. Gra aktorska, plenery, obrazy, nastrój - wspaniałe. No i ten ścisk w gardle towarzyszący oglądaniu, który ustąpił dopiero wraz ze łzami wypływającymi spod powiek razem z tuszem do rzęs.
Może być i tak, że miałam gorszy dzień, ale myślę, że to jednak 'wina' tego świetnego filmu.
Dodam tylko, że dzień po premierze kino było niemal puste. Cisza jak makiem zasiał, atmosfera sprzyjająca oglądaniu. Z drugiej strony, o czym to świadczy?
PS Zapomniałam napisać o tym, co najważniejsze! W sumie mniej ważne było dla mnie to, o czym jest ten film, od tego JAK, to o czym jest zostało pokazane. 'JAK' w tym wypadku oznacza po mistrzowsku.