Mam taki problem, że czasami aż za bardzo zżywam się z bohaterami książek i przeżywam ich losy, jakby dotyczyły moich bliskich. Gdy dotyczy to czarnych charakterów, to jeszcze intensywniej zastanawiam się nad tym, co jest ze mną nie tak. Ale przecież nie bez powodu mówi się, że miłość jest ślepa i widocznie obowiązuje to także w przypadku fikcyjnych postaci literackich.
"Wyrok diabła" to czwarty tom serii z Kubą Sobańskim i muszę przyznać, że jego ponowna lektura ze świadomością, że wkrótce w moje ręce trafią kolejne, była przyjemniejsza niż za pierwszym razem, gdy myślałam, że to ostateczne pożegnanie z Diabłem. Nie znaczy to jednak, że nie pękło mi znowu serce przez to wszystko, co zgotował mu los, czytaj Adrian Bednarek.
Kubie od poprzedniego tomu towarzyszy Sonia i choć wydawała się tak bardzo oryginalna, to okazała się być typową rozchwianą nastolatką, na której nie można polegać. Jej lekkomyślne zachowanie sprowadziło kłopoty nie tylko na nią, ale też na Sobańskiego, a raczej przede wszystkim na niego, bo przecież rozwydrzonym księżniczkom zawsze udaje się spaść na cztery łapy. I choć przemawia przeze mnie gorycz, to nie potrafię nawet jednoznacznie powiedzieć, że jej nienawidzę. Sonia ma w sobie to coś, można by nawet powiedzieć, że jest żeńskim odpowiednikiem Kuby, więc w pewnym stopniu mam do niej słabość.
Prawda jest jednak taka, że nie lubię tego tomu, choć stylem, jakością i stopniem popaprania nie ustępuje pozostałym. Umówmy się...