Po poprzedniej książce Adriana Bednarka („Skazany na zło”) deklarowałam, że nie mam przekonania, czy to literatura, z którą mi po drodze. Ale zostawiłam sobie furtkę, że jak odsapnę i wyblakną mi z pamięci sceny, od których włos się na głowie jeży, to może, może…Nie minęło wiele czasu, a ja już po kolejnym Bednarku.
Tym razem dwóch bandziorów, jeden niegroźny, drugi prawdziwy psychol, uciekają z oddziału psychiatrycznego. Do tego piękna dziewczyna i ktoś tu kogoś przechytrzy. Trupy, krwawe jatki, sadystyczne morderstwa, akcja, akcja i dla odmiany kolejna akcja. Z pomysłem i w dobrym tempie, niekoniecznie w dobrym guście. Za to brutalnie, krwiście, a bywa że obrzydliwie. Tym razem jest za kogo trzymać kciuki, jeden z czarnych charakterów budzi sympatię, chyba przez kontrast z tym drugim, psychopatą do kwadratu, który się załapał na gapę.
To nie jest lektura dla wrażliwców, czy poszukiwaczy głębszego przesłania, ale wiedziałam, czego się spodziewać.
Kiedy szukam oddechu od wymagających lektur lub jestem w literacko gorszym okresie, sięgam z reguły po jakąś lekką obyczajówkę, głupawy romansik, kryminalik. Więc czemu by nie po sensacyjne, wciągające, zgrabnie skonstruowane thrillerowate czytadło z wątkiem miłosnym? Szanowny panie autorze. Spotkamy się niebawem.