Lekka w lekturze, a przecież ważka i pełna życiowej mądrości powieść o potrzebie miłości, zrozumienia i niezależności. Ewa i Maciek biorą ślub. On myśli racjonalnie - we dwoje lepiej rozliczać się z urzędem skarbowym - ona stara się tego nie zauważać. Kocha Maćka, choć nawet w dniu ślubu on ma ważniejsze sprawy niż wspólne spędzenie wieczoru. W mieszkaniu Ewy zachowuje się jak gość. Wkrótce okazuje się, że jest pracoholikiem, a żonę traktuje przedmiotowo. Dzieci w tym małżeństwie długo są tematem tabu, a potem powodem dramatu i kolejnego rozczarowania Ewy. Kiedy żona traci pracę, Maciek, zamiast wspierać, szydzi z jej nieudolności, co pogarsza sytuację. Budowa domu w innym mieście i związane z nią częste wyjazdy męża na weekendy sprawiają, że jest już naprawdę źle. Ewa, samotna w związku, zaczyna spotykać się z dawnym znajomym, w jej życiu pojawia się też przyjaciel i przelotny kochanek z czasów młodości. Czy przed tym małżeństwem jest jeszcze jakaś szansa? Książka, która zmusza do refleksji i przemyśleń nad istotą małżeństwa. To powieść o walce z sobą i walce o szczęście. Przeczytajcie koniecznie! Maria Ulatowska Nie mogłam się oderwać od tej książki. Jest po prostu piękna. Śmiałam się i płakałam na przemian. Anna Klejzerowicz Magdalena Witkiewicz - analityk marketingowy i… pisarka. Debiutowała powieścią „Milaczek”, wydała też „Panny roztropne”. Wraz z mężem i dwojgiem dzieci mieszka w Gdańsku. Żyje w myśl zasady, że nie można czekać na cud, trzeba wziąć się w garść i działać po to, by zrealizować swoje cele i marzenia. A skoro prawie całe życie oparte jest na relacjach międzyludzkich i zwykle jest tak, że jeżeli jest się miłym, inni to odwzajemniają, to dobrze jest te relacje pielęgnować z uśmiechem. FRAGMENT Zdrada zawsze była dla mnie czymś złym, haniebnym i obrzydliwym. Czymś, co rujnuje związek, zabija miłość, niszczy marzenia, daje ogromne poczucie niesmaku. Myślałam, że cudzołożnicy zawsze gorzko żałują swoich czynów, spuszczają oczy i gęsto się tłumaczą, pragnąc przebaczenia. Ale... Nigdy nie brałam pod uwagę, że to ja mogę zdradzać. Ja? To przecież niemożliwe. (…) Zobaczyłam też, że można uciekać z ramion jednego mężczyzny, by potem wpaść w objęcia drugiego. I kochać.
Czekać.
Tęsknić.
Jedno jest pewne, potem nic nie jest już takie same… (…) Czasami się zastanawiałam, jak doszło do zdrady. Gdy zdarzyło się to po raz pierwszy, chyba po prostu potrzebowałam kogoś, kto mi powie „świetnie wyglądasz”, potrzyma za rękę, pogłaszcze po ramieniu. Kogoś, kto cieszy się z tego, że jestem. Że ja to właśnie ja. I że jest ze mną nie dlatego, że sytuacja życiowa go do tego zmusiła, że ten ktoś chciał czegoś więcej, niż trzymanie za rękę i głaskanie po ramieniu... Cóż... Chwila. Może ja też więcej potrzebowałam? A dlaczego zrobiłam to drugi, trzeci i kolejny raz? Może to jest tak jak z czekoladą? Obiecujesz sobie, że nie będziesz jadła, w końcu zjadasz jeden kawałek, a potem usprawiedliwiasz się, że przecież skoro zjadłaś już jedną kostkę, to druga ci również nie zaszkodzi i trzecia też nie.