W małym, zwykle drzemiącym miasteczku, którego szczęśliwi mieszkańce dla wynalezienia sobie jakiegokolwiek zajęcia zmuszeni są przypatrywać się tworzeniu obłoków i robić spostrzeżenia metereologiczne, a jeśli przypadkiem coś przerwie zwykłą monotonią życia, jeśli coś zaszumi, zabłyszczy, — ozwie się głosem niezwykłym i porządek codzienny zmięsza, cóż to za uroczystość dla biednych mieszkańców i jaka pociecha, jaki materyał obfity do długich postrzeżeń i nieskończonej gawędy. Prawdziwe święto choćby w dzień powszedni! Wszystkie gospodynie na progu, (niestety! od kipiących garnków oddalić się niepodobna, a i dzieci krzyczą w kołyskach) — wszyscy gospodarze kapoty nadziawszy wychodzą w ulice, a dzieci, przednie straże i tyraliery puszczają się aż na sam teatr wypadku... dla dostania języka... Najczęściej ów śmielszy pułk bosonogich przypuszcza szturm zbitym legionem i odparty cofa się do płotów w należytym porządku, aby za chwilę wrócić z wrzaskiem ku przedmiotowi ciekawości swojej!
Hej! hej! panowie moi! Komu się w życiu trafiło ulicznikować za młodu, o chłodzie i głodzie, szyby wybijać, wróble wykręcać, i należeć do jaśnie wielmożnego tłumu — choć to były ciężkie czasy, krwawemi częstokroć wspomnieniami oznaczone — ileż to potym razy w szczęśliwszych chwilach z westchnieniem i łzą się ich nie pożałowało! Bo młodość wszystko ozłaca... bo naówczas... ale do porządku! do porządku!!
Hej! hej! panowie moi! Komu się w życiu trafiło ulicznikować za młodu, o chłodzie i głodzie, szyby wybijać, wróble wykręcać, i należeć do jaśnie wielmożnego tłumu — choć to były ciężkie czasy, krwawemi częstokroć wspomnieniami oznaczone — ileż to potym razy w szczęśliwszych chwilach z westchnieniem i łzą się ich nie pożałowało! Bo młodość wszystko ozłaca... bo naówczas... ale do porządku! do porządku!!