Fragment Prologu: Piękny był wieczór jesienny, chociaż Iudzie, co w chmurach, niebiosach, powietrzu, głosach ptasich, znakach rozmaitych, pospolitemu oku obojętnych, czytać umieli — kręcąc głowami, nic zeń nie wróżyli dobrego. Pan podkomorzy Laskowski, który sie w Haura wczytywał i z innymi księgami uczonymi miewał do czynienia, znaki na niebiesiech obserwować i one aplikować umiał do spraw gospodarskich — z tego zbytniego ciepła dnia pierwszego września, z zarumienionych obłoków, kierunku wiatru i różnych innych sygnałów prędką aury zmianę prorokował, zimę bodaj rychłą i nie daj Boże srogą a przeciągniętą. Tuż przy bramie krakowskiej, naprzeciw zamku, gdzie wówczas (a było to roku Pańskiego 1750) niejaki Peszel winiarnię trzymał, dla ciepłego tego wieczoru, kilku ichmościow, między którymi i pan Laskowski sie znajdował, kazało chłopcu ławę wynieść ze stolikiem w ulicę przed dom i, używając tu świeższego powietrza, gawedką się zabawiali. Z Laskowskim, który tu rej wodził, ba, i wszedzie, gdzie się okazał, bo był człek wymowny, głowacz i bywalec, zeszli się u Peszla na lampeczkę: Ocieski, ubogi szlachcic z Poznańskiego, Kostrzewa i Babiński. Nic to, mospanie, dobrego nie jest, — mówił, rozglądając się, Laskowski — kiedy natura ze swych praw i obyczajów się wyłamuje. Wprawdzie ja tu na tym horyzoncie warszawskim tak swego nie jestem pewien, jak doma w mojej Górce... bo tam wiem, co lada obłoczek znaczy; jednakże takie ciepło pierwszego septembris... źle wróży!! Ptactwo na południe dawno odleciało, a ono ma nos lepszy od najrozumniejszego astronoma.