Piękna powieść o losach polskiego ziemiaństwa pod koniec XIX wieku. Pod zaborami możliwość robienia kariery przez Polaków była mocno ograniczona. Wielu energicznych ludzi szukało szczęścia za granicą. Rodziewiczówna odmalowuje losy jednej z takich rodzin w momencie odwiedzin w dawno niewidzianej Polsce. Na tym tle rozgrywają się miłosne perypetie głównego bohatera, który przyjeżdża z Algieru między innymi po to, by w Polsce znaleźć sobie żonę.
„- Może mi już ciocia żonę wybrała? – zaśmiał się Konstanty.
- Żartuj zdrów! A pewnie, wybrałam jakoby. Ożenisz się albo z jaką Stocką albo z Zawirską.
- (…) Ciocia pogodzi się z Klarą Tirard i będzie kwita.
- Za nic! – zawołała czerwieniejąc z zapału. – Francuzicy u nas nie będzie. Nie wspominaj mi tej sroki, bo mi się żółć rusza! Prawda, dla niej bym miała pracować! Akurat!
Chłopak śmiał się swobodnie.
- To mi ciocia wreszcie nie pozwoli zakochać się nawet bez upoważnienia swego.
- Tutaj pozwolę, pozwolę – odparła – tutaj przecie swoi. Tam, za morzem, tylko szmatek był nasz, a reszta cudze. Tu zaś patrz, ot tak wszystko, co spojrzysz okiem swoje.”