Tytułowy "Grudniowy dom" nosi to miano, gdyż babka zobaczyła go w grudniu. Stary, poniemiecki, dolnośląski, leżący nieopodal lasu. Był to dom milczący, dom szeptów. Mówiło się tu mało i niechętnie lub wcale. Dziwna rodzina go zamieszkiwała, specyficzna. Z tajemniczym zaginięciem jednego z nich, który pewnego dnia "Musiał iść". I już nie wrócił. Nigdy.
Narratorką jest wnuczka właścicielki i mieszkanki tego domu, czyli babci Matyldy. Kami, która prowadzi teraz firmę kamieniarską i interesuje się genealogią, spędzała tu większą część wakacji, co roku, pomagając babce, która nigdy nie odpoczywała. Była małomówna, ale wieczorami snuła przerażające opowieści. Zmarła, mając sto lat, na początku grudnia. Zostawiła wnuczce liścik, film i ... imbryk w grochy. Przede wszystkim zaś ... dom, gdzie pojechała po pogrzebie ńa urlop. Sama, przynajmniej początkowo. Szukała wskazówek. Odnajdywała artefakty. Poznawała odpowiedzi.
Szkicownik. Pudełka z ozdobami choinkowymi i to ostatnie, z listem w języku niemieckim, jak również inne listy, nagrania, zdjęcia. W tle muzyka i sztuka.
Czy Kami poskłada tę rodzinną układankę w całość?
Nieco mroczny klimat towarzyszył mi z jednej strony podczas poznawania tej opowieści. Może to te bajania, które idealnie pasowały do dzieł znanego malarza Franza Sedlacka (fot. 2 i 3 źródło: Wikipedia) a może ... wydarzenia historyczne i życiowe przytaczane w książce.
Z drugiej strony...