Przepięknie wydana powieść. Nie można zaprzeczyć, że wybierając książkę, często zwraca się uwagę na okładkę. To ona ma zwrócić uwagę i zachęcić, by sięgnąć właśnie po ten egzemplarz. „Medea z Wyspy Wisielców” zdecydowanie jest w stanie zainteresować samym wyglądem. Pięknie dobrane kolory, brzegi z malowanym motywem kwiatowym. Coś pięknego. Jestem zachwycona.
Jeśli chodzi o treść, również jest o czym mówić.
Mada, tytułowa Medea podejmuje się pracy na wyspie, której sława nie tylko wzbudza nieprzyjemne skojarzenia, ale dodatkowo rzutuje na reputację każdego, kto zdecyduje się na niej żyć i pracować. W przypadku Mady, jej decyzja o podjęciu pracy była po prostu wymuszona przez okoliczności. To ona została wybrana i stała się jednocześnie ofiarą obsesji, która doprowadzi w efekcie do tragedii.
Fabuła jest ciekawa, jest w niej wiele zmiennych i ciężko przewidzieć, jak potoczą się losy bohaterów w kolejnych rozdziałach. To przemyślany zabieg. Lubię gdy nie wiem, co się wydarzy.
Jestem jednak nieco zawiedziona konstrukcją głównej bohaterki. Medea okazuje się być słaba psychicznie, nie potrafi walczyć, popada w otępienie, często jest niestabilna emocjonalnie. Oczywiście, to co ją spotkało w życiu, jest wystarczającym powodem, by wykazywać oznaki choćby depresji, jednak jako czytelnik, miałam nadzieję, że akcja się nagle rozwinie i rozpocznie się prawdziwa walka Mady. Niestety tego nie doświadczyłam. Mam jednak nadzieję, że będzie...