Święta za pasem, pora jak co roku na kilka powieści wprowadzających w klimat. Zanim przejdę do przesłodzonych, pisanych na jedno kopyto pozycji, złapałam kryminał z Bożym Narodzeniem w tle.
Jako kryminał jest taki sobie. Podobno, tak piszą, prawie Agata Christie, no ale „prawie" robi wielką różnicę. Intryga wydziwiona, śledztwo nieprzekonujące. Dla mnie to sprawa drugorzędna.
Za to bardzo przyjemna obyczajówka, nie petarda, ale z pazurkiem. Zaludniona sympatycznymi bohaterami z pokręconą przeszłością. Wszyscy z jakimś sekretem i zadrą w sercu. Każdy z innego powodu prysnął z domu, by święta spędzić wśród obcych ludzi, w położonym na odludziu pensjonacie. Smutne, nieprawdaż? Odkrywanie tych tajemnic okazało się niespodziewanie dla wielu bohaterów niosące nadzieję, a dla mnie wciągające.
I wreszcie świąteczna atmosfera, której oczekiwałam. Tu bez zarzutu. Bez fundowanego w literaturze bożonarodzeniowej lukru i słodyczy. Ale jest klimat, śnieg, choinka, bombki, gwiazdy betlejemskie, są kolędy, pierniki, zapach cynamonu, wigilijne i świąteczne pyszności. Takie miejsce, do którego chętnie wybrałabym się z rodziną na święta, aby uciec od sprzątania i gotowania. Tylko, żeby jakiś trup nam nie wypadł z szafy, czy wanny.
A póki co, jeśli ktoś szuka na grudzień sympatycznego czytadełka (niekoniecznie kryminału), które łatwo się czyta, ale nie ogłupia, niech sprawdzi sobie „Nie całkiem białe Boże Narodzenie” i spotka się z całym towarzystwem z pensjonatu Mścig...