Jedenaście dni z życia i pracy detektyw Matyldy Dominiczak, która jest już na swoim. Odeszła z agencji i prowadzi własne biuro (może to trochę zbyt szumnie nazwane).
Dostała za to zlecenie od swojej byłej szefowej Salomei Gwint. Wyjechała do Cichej Wólki i zamieszkała na prawdziwej plebanii, gdzie prowadzona jest agroturystyka.
Swoimi sposobami (jak zwykle) rozpoczęła obserwację obiektu. Okazało się jednak, że nie tylko ona jest nim zainteresowana. W tym samym miejscu mieszka i działa inny detektyw – Hubert.
Czy możliwa jest ich współpraca?
Dwaj emerytowani policjanci – Tomczak i Kotek dzielnie pomagają i szukają informacji gdzie tylko mogą. Wykorzystują swoje znajomości i wejścia. Skutecznie.
Co ukrywa Salomea?
Do jakich wniosków dojdzie Matylda?
Przemyślenia i wewnętrzne, prywatne rozmowy Matyldy z Matyldą jak zawsze były przezabawne i wprowadzały mnóstwo zamętu w jej głowie i w mojej głowie, czytającej o nich. Jej niekonwencjonalne metody działania również. Do tego cały czas nieogarnięty, chociaż w tej opowieści zazdrosny mąż Roman.
Dobra komedia obyczajowo-kryminalna.